piątek, 27 marca 2015

Dobroci z Lush'a #2.

Witajcie!

  


   To już (niestety :<) drugi i ostatni post z kosmetycznymi zdobyczami z Holandii. Tym razem na tapecie LUSH - moja kosmetyczna mekka. W Holandii przebywałam w okresie walentynek dlatego część z moich zakupów pochodzi z limitowanej kolekcji walentynkowej, co przyprawia mnie conajmniej o palpitację serca na myśl o tym, że miałabym te wspaniałości zużyć. Mam nadzieję, że wrócą do oferty za rok, jeżeli tak, to bardziej niż pewne, że znajdą się w moim posiadaniu :). 








   Zacznijmy od limitowanych bomb do kąpieli - kolorowych kwiatów "Floating Flower", które po włożeniu do wody rozpuszczają się, uwalniając wielokolorową pianę. Pachną przecudnie jaśminem, takim prawdziwym, zerwanym prosto z krzaka w gorące letnie popołudnie, a nie rodem z odświeżacza do toalet. 










   Następna - Rose Jam - zawiera w sobie olej kokosowy, masło shea, olejek różany i geranium. Pachnie przecudownie i nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będę mogła ją użyć.









   Sakura - bomba o zapachu dość trudnym do zidentyfikowania, baaaardzo jednak przyjemnym. Pomimo swojego kosmicznego wyglądu miała być zainspirowana kwiatem japońskiej wiśni i celebracją wiosny. Zawiera w sobie absolut mimozy, kwiatu pomarańczy, jaśminu, olejek cytrynowy i ekstakt z gardenii. 









    Comforter to chyba jedna z najbardziej lubianych bomb do kąpieli - nie ma się co dziwić, pachnie chyba najpiękniej ze wszystkich a dodatkowo jest dość spora. Barwii wodę na różowo/fioletowo. Pachnie owocowo, czuć tu czarną porzeczkę. 










   Movis to mydło inne niż wszystkie - przypomina kromkę pełnoziarnistego chleba i rzeczywiście po części nią jest, pełnoziarniste pieczywo jest na drugim miejscu w składzie. Mydełko pięknie pachnie i ma bardzo ciekawą konsystencję, lekko gąbczastą. Kosmetyk przeznaczony jest do mycia twarzy i zawiera w sobie glicerynę, olej kokosowy, cukier, olej słonecznikowy, olej z kiełków pszenicy, otręby pszenne, masło kakaowe, kiełki pszenicy, olej z chmielu, labdanum i olejek sandałowy. Twarz po umyciu jest bardzo przyjemna w dotyku i odżywiona.









   Kolejnym produktem do twarzy jest pasta do mycia twarzy Dark Angels. Swój kolor zawdzięcza węglowi, który razem z czarnym cukrem peelinguje i oczyszcza skórę. Do tego glinka marokańska, olejek z avocado, olejek sandałowy i z drzewa różanego. Ciekawa jestem jak ta mieszanka się sprawdzi.









   Po ten produkt wróciłam do sklepu, po wcześniejszej rezygnacji. Mowa o perfumach Lust, zapachu, o którym już dzis pisałam przy okazji Floating Flower. Jak dla mnie - zapach szczęścia, dzieciństwa, beztroski, promieni zachodzącego słońca tańczących pośród liści drzew. Nie mogłam ich zostawić. 

   Na zdjęciu znajdują się również dwie próbki. Dziewczyna, która pomagała mi w zakupach, zauważyła, że zapach jaśminu bardzo przypadł mi do gustu i zrobiła mi próbkę żelu pod prysznic Flying Fox. Kolejna próbka to maska do twarzy Catastrophe Cosmetics z jagodami oraz kalaminą, która już po pierwszym użyciu podbiła moje serce. 










   Bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie wyżej wspomniana Dziewczyna, która przy wyjściu ze sklepu zaskoczyła mnie małym pakunkiem, mówiąc, że każdy z pracowników może obdarować kogoś jakimś prezentem - wręczyła mi szampon Godiva, również o zapachu jaśminu. To był niesamowicie miły gest, który sprawił, że uśmiech nie schodził mi z twarzy przez cały dzień. 
















Znacie kosmetyki Lusha? Co lubicie najbardziej? :)
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło,
Kasia. 

poniedziałek, 23 marca 2015

Holenderskie łupy pt. I - Kruidvat, VD, Tiger, Rituals.

Witajcie!

   Przeważnie kiedy jesteśmy gdzieś 'na wyjeździe' rzadko myślimy o tym, lub rzadko mamy czas na odwiedzanie miejscowych drogerii. Czasem jednak warto tę chwilę znaleźć - wielu produktów jeszcze nie ma w naszym kraju lub wprowadzenie ich na polski rynek w ogóle nie zostało przewidziane. Dziś zapraszam na post z łupami z holenderskiego odpowiednika Rossmanna - Kruidvat'u, VD oraz Tiger'a. Jeżeli wybieracie się za granicę koniecznie zajrzyjcie do tamtejszej drogerii, a nóż widelec upolujecie kilka skarbów :).








   



   Moim pierwszym wyborem była kredka do powiek Max Factor, Wild Shadow Pencil w odcieniu 05 - Caramel Rage.







   Następnie skierowałam się do szafy Maybelline. Zainteresowały mnie kredki do ust Color Drama, jednak odcienie na żywo nie przypadły mi do gustu. Wybrałam żel do brwii Brow Drama w odcieniu Dark Brown, a kiedy zobaczyłam, że jest promocja na produkty do brwii 1 + 1 gratis, wybrałam kredkę Brow Satin w odcieniu Medium Brown.








   Produkty do ust, na które się zdecydowałam to dwie konturówki - Rimmel Exaggerate Full Color Lip Liner w odcieniu 063 Eastend Snob oraz Catrice Long Lasting Lip Pencil 150 Vintage Rose (dostępna w Polsce). Obie dają na ustach podobny efekt.









   Kiedy wybierałam róż Max Factor Creme Puff w odcieniu Alluring Rose nie było ich jeszcze w Polsce. Niestety nie mogłam wypróbować koloru przed zakupem i wzięłam w ciemno. Kolor nadaje się raczej dla brunetek, niekoniecznie dla 'chłodnych' blondynek. 





   














  


   Na górze: Max Factor Creme Puff Blush, Alluring Rose. Na dole, od lewej: Maybelline Brow Drama, Max Factor Wild Shadow Pencil, Maybelline Brow Satin, kredka i cień (drugi koniec produktu), Catrice Long Lasting Lip Pencil, Rimmel Exaggerate Full Color Lip Liner.




   O piance do mycia ciała Rituals wspominałam już w ulubieńcach 2014 roku. Tym razem, mając okazję, zrobiłam niezły zapas. Zaopatrzyłam się w 3 pełnowymiarowe opakowania - Yogi Flow, T'ai Chi oraz Diwali Delight oraz małą wersję zgarniętą w pośpiechu na lotnisku - Hammam Delight. 






   



   Będąc w VD (czymś w rodzaju domu towarowego) moja przyjaciółka zaprowadziła mnie na dział z rzeczami do domu. Stamtąd wyszłam z tym uroczym talerzykiem, z którym nie wiem co zrobię, ale nie mogłam się pohamować :). W Tigerze natomiast zaopatrzyłam się w spinacz do notatek, który stoi teraz na biurku i przypomina mi o ważnych rzeczach.



   



Dajcie znać, czy macie w planach jakieś podróże :) A może byłyście gdzieś niedawno i też przywiozłyście kosmetyczne skarby? :)

Zapraszam na następny post, w którym będą zakupy z LUSH'a! :)


Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło,
Kasia.
  

piątek, 20 marca 2015

Holandia - Photo Story.

Witajcie!



   W lutym miałam okazję odwiedzić moją przyjaciółkę D. i jej wspaniałego buldożka w Holandii. Dzięki niej zobaczyłam urokliwą Hagę, Amsterdam i całkiem od reszty inny Rotterdam. D. pokazała mi cudowne morze, przepiękną piaszczystą plażę z pasem wydm porośniętym wręcz seledynowymi (na tle błękitnego nieba) trawami. Dzięki niej podziwiałam rzędy niskich brązowych ceglanych domków z białymi okiennicami, dzięki którym mogłam na moment przenieść się do innego, odrobinę bajkowego, średniowiecznego świata, wspaniałe kamienice Hagi i Amsterdamu, które zabrały mnie w podróż do późnego renesansu oraz 'mały Manhattan' w Rotterdamie, który przywołał wspomnienia z wizyty w Nowym Jorku. D. zabrała mnie również do Lush'a, który stał się jednym z moich ulubionych miejsc na świecie (co już pewnie wiecie, skoro trąbię o nim praktycznie od momentu 'reaktywacji' ;)). Zapraszam na zdjęcia z podróży :).








   





             ____________________________________________