wtorek, 29 grudnia 2015

Ulubieńcy grudnia 2015.



Witajcie!






   

   Mam wrażenie jakbym dosłownie przed chwilą wróciła na bloga, w lutym, z postem o ulubieńcach 2014 roku. Nadszedł już grudzień, szybko, jak za pstryknięciem palców, a wraz z nim ostatni post z ulubieńcami w tym roku. Banalne i pewnie ma tak każdy, ale niesamowicie ciężko uwierzyć w to, jak ten czas szybko leci i jak szybko wszystko się zmienia. Wracając do lutowych postów zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniłam się sama, jak bardzo zmienił się blog. Bardzo cieszę się z tych zmian i z tego, że mogę je obserwować, różnica między tym co było, a tym co jest jest ogromną motywacją do dalszej pracy :). 


środa, 23 grudnia 2015

Świąteczne życzenia <3





Kochani!

   Chciałabym życzyć Wam najpiękniejszych Świąt, spędzonych w cudownej, rodzinnej atmosferze. Bez trosk i zmartwień, w spokoju i szczęściu, z masą pyszności przy stole, pachnącą lasem choinką i uśmiechem na ustach. Życzę Wam czasu dla siebie, abyście mogli, niespiesznie, nacieszyć się sobą nawzajem, odpocząć i chłonąć magię tego cudownego okresu. Życzę Wam gwarnych rodzinnych spotkań, przepełnionych śmiechem i zabawnymi opowieściami wujka, lub jak wolicie, wytchnienia i kojących wieczorów spędzonych pod kocem z herbatą przy stłumionym świetle choinkowych lampek i cichą melodią „Silver Bells” w tle.





   Życzę Wam również wspaniałego przyszłego roku, aby był jeszcze lepszy niż obecny i przyniósł Wam mnóstwo spełnienia i cudownych chwil. Życzę Wam realizacji wszystkich swoich celów i marzeń, odwagi i wiary w siebie w sięganiu gwiazd, nowych wyzwań, motywacji oraz pozytywnego myślenia. Życzę Wam radości z każdego najdrobniejszego momentu oraz tyle szczęścia, ile nie pomieściłby Wszechświat :).

   Chciałabym również podziękować Wam – wszystkim cudownym osobom, za to, że byliście ze mną przez ten rok. Wasza obecność jest dla mnie ogromnym wsparciem i głównym ‘motorem’ działania, cieszę się ogromnie i dziękuję, że jesteście :).





Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!

Kasia. 

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Świąteczna klasyka - czerwień i złoto - Makeup Menu #4.

   

Witajcie!





                                         k


k
   Święta to wyjątkowy czas, przepełniony cudowną atmosferą, w którym możemy pozwolić sobie na odrobinę makijażowego szaleństwa. W moim pojęciu ‘szaleństwo’ to ponadczasowa klasyka – złote oko, czerwone usta, delikatna kreska + (opcjonalnie) sztuczne rzęsy. Do tego świeża, rozświetlona cera i voila!

środa, 9 grudnia 2015

Marie Kondo, 'Magia sprzątania' - subiektywna opinia.

   

Witajcie!





  

   Na książkę o japońskiej sztuce sprzątania KonMari, opracowanej przez Marie Kondo zdecydowałam się ze względu na ciągnący się w nieskończoność remont i chęć powrotu do nowej, czystej, uporządkowanej przestrzeni. Początkowo, zainspirowana wpisami Anny (Vivianna does makeup) o tzw. ‘capsule wardrobe’ – projekcie zakładającym tworzenie sezonowej garderoby, składającej się z określonej ilości elementów, oraz ‘Elementarzem stylu’ Kasi Tusk, moje ‘odgracanie’ miało ograniczyć się jedynie do szafy. Z czasem, gdy na horyzoncie pojawiła się pozycja ‘Magia sprzątania’ postanowiłam z jej pomocą pójść o krok dalej.

sobota, 5 grudnia 2015

Idealna marsala - Wibo, One Coat Manicure nr 14.




Witajcie!









   Pantone Inc., amerykańska korporacja z siedzibą w New Jersey, znana głównie z opracowania systemu identyfikacji kolorów, będącego narzędziem komunikacji kolorystycznej pomiędzy architektami, designerami, grafikami z wykonawcami oraz sprzedawcami na całym świecie, co każde 12 miesięcy wybiera ze swojej palety (która w swojej podstawowej wersji zawiera aż 1761 kolorów) kolor roku. Kolorem roku 2015 jest przecudowny, niesamowicie mój, zgaszony odcień winnej czerwieni – Marsala, oznaczony numerem 18-1438.


wtorek, 1 grudnia 2015

Ulubieńcy listopada 2015.




Witajcie!








   

   Ciężko mi uwierzyć, że listopad już za nami i za miesiąc przyjdą święta. Zeszłoroczne pieczenie pierników i makowców pamiętam, jakby to było wczoraj i niesamowite, że praktycznie za chwilę znów w całym domu będzie pachniało cynamonem i migdałami. Jednak, zanim całkiem się rozmarzę, zapraszam na listopadowych ulubieńców, których tym razem zebrała się całkiem pokaźna gromadka.

sobota, 28 listopada 2015

Sephora haul.



Witajcie!

   



   Ok. Tłumaczenie się jest bez sensu. Stało się. Zapraszam na zakupy z Sephory…
…A jeżeli powiem, że miałam imieniny?

niedziela, 22 listopada 2015

Projekt Denko #4 - sierpień / wrzesień / październik.



Witajcie!








   Dzisiejszy projekt denko (niezbyt obfity jak na trzy miesiące) zawiera wiele elementów podstawy mojej codziennej pielęgnacji. Między innymi Neutralny szampon do wrażliwej skóry głowy, Natura Siberica, który zdecydowanie pomógł mi w opanowaniu dość krytycznej sytuacji z moją nadwrażliwą, podrażnioną i swędzącą skórą głowy (bez łupieżu). Pomimo tego, że w mojej włosowej rutynie na co dzień nie goszczą drażniące i bardzo silnie oczyszczające szampony, skóra od jakiegoś czasu zaczęła wariować. Poważnie zastanawiałam się już nad wizytą u dermatologa lub trychologa, jednak Natura Siberica przyszła mi z pomocą. Problem nie jest jeszcze w 100% opanowany, jednak jestem już w trakcie trzeciego opakowania i widzę zdecydowaną poprawę.



czwartek, 12 listopada 2015

Tom Ford, Violet Blonde, Edp - ukochany zapach tej jesieni.




Witajcie!


   Gdybym mogła określić zapach kolorem, zdecydowanie powiedziałabym, że ten, który Wam dziś przedstawię jest szary. Idealnie jesienny, jak sam jej początek, z pierwszym przymrozkiem. Wyjątkowy, zaskakujący, zdecydowanie jeden z tych, które się kocha lub nienawidzi. Ja niezaprzeczalnie pałam do niego tym pierwszym uczuciem, dlatego dziś opowiem Wam o zapachu, który uwiódł mnie swą złożonością i mistrzostwem kompozycji. Tom Ford, Violet Blonde.






sobota, 7 listopada 2015

Resibo - krem pod oczy + tonik/mgiełka nawilżająca - recenzja.




Witajcie!


   Resibo jest jedną z polskich marek kosmetycznych, które w ostatnim czasie szturmem podbijają świat. Stworzona z pasją, ogromem miłości i troski, w zgodzie z własnymi poglądami i z ogromnym szacunkiem do otaczającego nas świata, marka oferuje produkty wszechstronne, biodegradowalne, wegańskie oraz w minimum 96% naturalne, których głównym celem jest jak najefektywniejsze wykorzystanie surowców naturalnych i nowoczesnej technologii dla bezpiecznej pielęgnacji naszej skóry. Jednym z głównych założeń Resibo jest osiągnięcie równowagi na wielu płaszczyznach: łączeniu tradycji z nowoczesnością, szybkiego i stresującego tempa życia ze zdrowiem i bliskością z naturą a także najwyższą jakością oferowanych produktów z możliwie jak najbardziej przystępną ceną. Ich niemal dwuletnie badania i nieustanne poszukiwania nowych składników, takich jak np. nawilżający i wzmacniający skórę ekstrakt z korzenia polskiego rabarbaru, doprowadziły do powstania sześciu kosmetyków, tworzących całościowy asortyment marki. Filozofia Resibo jest bardzo bliska memu sercu, uwielbiam produkty, które powstają z miłością, pasją i zaangażowaniem i uważam, że każda taka inicjatywa zasługuje na uwagę. Moja przygoda z Resibo zaczęła się od dwóch produktów: toniku nawilżającego oraz kremu pod oczy.






poniedziałek, 2 listopada 2015

Makeup Menu #3 - październik.



Witajcie!


   Oooo tak, dziś w końcu będzie inaczej – porzuciłam (zapewne tymczasowo) ukochane brązy i bardzo delikatny makijaż na rzecz czegoś bardziej szarego, ciemniejszego z lekko przydymioną i przyciemnioną linią rzęs. Czy to ta jesień tak działa? Zapraszam na październikowe makeup menu.



   Na twarzy podkład L’Oreal Infallible Matte w odcieniu 11 Vanilla. Pod oczami korektor Catrice Liquid Camouflage 010. Do tego puder z ulubieńców – Essence All About Matt, na policzkach bronzer Make Up For Ever – Pro Bronze Fusion w odcieniu 20M oraz niezmiennie róż NARS Douceur.

   Brwii uzupełniłam konturówką w żelu z Inglota nr 12. Na powiekach matowe trio również z Inglota – najjaśniejszy kolor 355 na całej powierzchni powieki ruchomej aż pod brew, w załamaniu i lekko powyżej środkowy cień nr 360, a dla jeszcze większego podkreślenia najciemniejszy odcień nr 378 nałożyłam dokładnie w samo załamanie oraz na 1/3 długości dolnej powieki. Dodatkowo znalazł się również w zewnętrznym kąciku oraz, nałożony płaskim, precyzyjnym pędzelkiem i lekko roztarty do góry, przy górnej linii rzęs. Tusz, również z ulubieńców, Max Factor Masterpiece Transform, w kolorze czarnym. Na ustach ukochany ostatnio Rimmel, Notting Hill Nude.







Jak wygląda Wasz jesienny makijaż? Stawiacie na ciemne usta czy ciemne oko? A może jedno i drugie? :) 
Kasia.



sobota, 31 października 2015

Ulubieńcy października 2015.



Witajcie!


   Grono październikowych ulubieńców znacznie odbiega pod względem ilości od moich poprzednich postów - wszystko za sprawą braku ulubieńców września. W tym miesiącu mam Wam do pokazania całkiem pokaźny zbiór wspaniałych produktów, które odkryłam zarówno we wrześniu jak i w październiku. 






   Transparenty puder matujący Essence All About Matt pozytywnie zwalił mnie z nóg. Jakkolwiek by to nie brzmiało, nie spodziewałam się znaleźć takiej perełki za tak niską cenę. Do tej pory mojej niesamowicie kapryśnej cerze odpowiadały głównie produkty z wyższej półki a wszelkie eksperymenty z ograniczeniem wydatków i testowaniem produktów drogeryjnych kończyły się zastępem zaskórników na całej twarzy. Jego wykończenie jest matowe, jednak nie płaskie – cera jest wygładzona, świecenie ograniczone na kilka ładnych godzin a cera zachowuje swój naturalny zdrowy blask. Wspaniały.

   Max Factor zdecydowanie ma to ‘coś’ jeżeli chodzi o tusze do rzęs – każdy tusz, który wypróbowałam do tej pory przypadł mi do gustu. Nie inaczej było w przypadku wariacji na temat kultowego Masterpiece – Masterpiece Transform. Jego unikatowa szczoteczka, swoim kształtem przypominająca wygięty dwustronny grzebyk, wspaniale wyczesuje i rozdziela rzęsy. Dwie pozbawione ząbków, ułożone naprzeciwlegle płaszczyzny szczoteczki pozwalają na szybkie i proste zwiększenie ilości tuszu na rzęsach bez konieczności ponownego maczania szczoteczki, natomiast nadmiar bardzo skutecznie wyczesać możemy grzebyczkami. Wydłuża i dodaje objętości przy zachowaniu naturalnego efektu, nie tworzy grudek i nie osypuje się.

   Dwa produkty Resibo, których pełna recenzja pojawi się niedługo, zauroczyły mnie od pierwszego użycia. Krem pod oczy jest za razem lekki, ale niesamowicie treściwy, pozostawia moją skórę pod oczami cudownie nawilżoną i napiętą, z kolei tonik nawilżający świetnie spełnia swoją rolę – odświeża cerę i rzeczywiście wyraźnie ją nawilża. Do tego jak one pięknie pachną…

   Pomadka Rimmel w kolorze Notting Hill Nude również niedługo zagości na blogu w całej swej krasie. Przepiękny nude, z wyraźną przewagą brązowych tonów, nie schodził z moich ust przez co najmniej połowę miesiąca. Lekka, dość nawilżająca i komfortowa formuła i do tego ten odcień…choć niepozorny, niesamowicie wyrafinowany, wspaniale dopełnia resztę makijażu i podkreśla urodę, dodaje nutki elegancji i klasy. 

   Żele pod prysznic Original Source należą raczej grona do drogeryjnych przeciętniaków, nie ma w nich nic ekscytującego ani zaskakującego, kiedy jednak powąchałam żel z nowej limitowanej edycji o zapachu czereśni i pokrzywy - przepadłam. Jest to zdecydowanie jeden z tych zapachów, które przenoszą mnie do okresu dzieciństwa i przywracają coś, czego nie do końca jestem w stanie sobie przypomnieć. Czy to tak pachniały słodycze z Ameryki? Coś wspaniałego.


  Serum Estee Lauder Advanced Night Repair to zdecydowanie mój ulubieniec wszechczasów. Zdeklasowało wszystkie używane dotychczas przeze mnie sera, nie ma sobie równych, o czym świadczyć może fakt, że jestem w trakcie trzeciego opakowania. Cudownie nawilża i napina skórę, zostawia ją mięciusieńką i gładką, po zastosowaniu go na noc, rano moja twarz wygląda jak po ogromnym zastrzyku energii, jest wypoczęta jak po najlepiej przespanych 8 godzinach a wszelkie zmiany są złagodzone i zminimalizowane. Skóra wygląda zdrowo i promiennie a efekt widać jak na dłoni.



Dajcie znać co Wam w tym miesiącu najbardziej przypadło do gustu :) 
Kasia.

środa, 28 października 2015

Chanel Les Beiges + Rouge Coco.



Witajcie!



   Strefa bezcłowa, po stresującej podróży, długim oczekiwaniu i gorączkowym wybieraniu wszystkich swoich cennych rzeczy z plastikowego pojemnika, bezlitośnie przesuwającego się po obrotowych rolkach, nabiera ogromnego psychologicznego wymiaru. To jak terapia na kozetce u najlepszego specjalisty w mieście, belgijska pralina czy relaksujący masaż gorącymi kamieniami (nie, nigdy na takowym nie byłam). Dodatkowo te wrażenie potęguje moment, kiedy znajdziemy się przy stoisku Chanel z zamiarem zakupu jednej wymarzonej rzeczy, a do kasy podchodzimy z dwiema.




   Pomimo faktu, że do perfumerii na całym świecie pomału wkrada się jesienno-zimowa kolekcja, ja nadal żyję wspomnieniem lata i limitowanej kolekcji Les Beiges 2015, której przyświeca idea stworzenia efektu zdrowej, świetlistej i promiennej cery – efektu pożądanego przez miliony niezależnie od pory roku. Kolekcja Les Beiges, podobnie jak sama założycielka marki, przełamuje schematy a jej głównym celem jest osiągnięcie pięknego, naturalnego efektu w sposób łatwy, spontaniczny i z prostotą, niezależnie od sytuacji. Ponadczasowość i uniwersalność poglądów Gabrielle Chanel znajduje swoje odzwierciedlenie w założeniach kolekcji, która za zadanie ma służyć kobietom, dając im wolność i totalną swobodę w aplikacji, wydobywając i podkreślając ich naturalne piękno, pozostając przy tym niewykrywalną na skórze.






   Zamknięty w luksusowym, czarno-białym pudełku, Les Beiges Healthy Glow Multi Colour 002 Mariniere to puder składający się z dwóch odcieni słonecznego brązu, ułożonych naprzemiennie w poziome pasy, które Coco zapożyczyła od marynarzy. Już na pierwszy rzut oka odcień wydaje się wyjątkowy i zupełnie inny od tych, które znajdziemy w produktach brązujących. I słusznie, bo jest wyjątkowy – jest hybrydą, która stworzyła swoją własną niszę, czymś pomiędzy bronzerem a pudrem. Użyty do oprószenia całej twarzy stworzy iluzję delikatnej, naturalnej opalenizny, naniesiony w miejsca, gdzie zazwyczaj nakładamy bronzer delikatnie ociepli cerę i doda twarzy charakteru. Idealna, nie za mocna, nie za słaba pigmentacja oraz aksamitna konsystencja nie pozwalają na potknięcia i czynią aplikację niesamowicie łatwą i przyjemną, podobnie jak zapach, który przy każdej aplikacji otula piękną, świeżą, kwiatową wonią. Formuła zawierająca filtr SPF 15, masło shea, ekstrakt z bawełny i róży pielęgnuje skórę i zapewnia jej komfort na co dzień.









   Kolekcja pomadek Rouge Coco, z nową, ulepszoną formułą i odmienioną szatą kolorystyczną, swoją premierę miała w marcu tego roku. 26 dostępnych w Polsce odcieni, których nazwy zaczerpnięte zostały od imion osób, pełniących w życiu Madmoiselle szczególną rolę, podzielone zostały na 5 gam kolorystycznych, odzwierciedlających charakter relacji: dramatyczne czerwienie zarezerwowane zostały dla ukochanych, romantyczne róże dla przyjaciół, żywe korale dla muz, odcienie cieliste dla rodziny a głębokie fiolety przypadły artystom. Każdy odcień opowiada pewną historię i jest swoistą ekspresją życia i legendy Coco. Unowocześniona formuła jest bardziej komfortowa i nawilżająca dzięki zawartości ekskluzywnego kompleksu z masłem Jojoba, masłem z mimozy, woskiem słonecznikowym oraz cząsteczkami silikonu – wszystko to dla długotrwałego i lśniącego efektu. Odcień Adrienne, który swą nazwę wziął od imienia siostry Gabrielle, to przepiękny nude. Niech Was nie zwiedzie brąz widoczny w sztyfcie, pomadka na ustach ujawnia różowe tony, przez co pasuje na każdą okazję i do każdej karnacji. Kolor idealny, niesamowicie uniwersalny a jednocześnie unikatowy. Niesamowity.





Poniżej swatche oraz zdjęcia pudru i pomadki na twarzy:










Kasia.


niedziela, 18 października 2015

Szczoteczka soniczna do mycia twarzy z Biedronki.



Witajcie!



   Często zdarza się, że sieci sklepów dyskontowych potrafią nas zaskoczyć i wprowadzają do swojej oferty limitowane kosmetyczne perełki. Od 12 października do wyczerpania zapasów w sklepach sieci Biedronka dostępna jest soniczna szczoteczka do mycia twarzy, w dwóch wersjach kolorystycznych – różowej i białej do wyboru oraz zestawy 3 wymiennych głowic myjących. Jeżeli kiedykolwiek zastanawiałyście się nad zakupem urządzenia podobnej technologii ale obawiacie się inwestycji bez sprawdzenia działania i efektów – propozycja Biedronki może okazać się świetnym zamiennikiem.







   Szczoteczka wykonana z polimerowego tworzywa sztucznego ABS służy do łagodnego a zarazem głębokiego oczyszczania twarzy. Posiada timer z 20, 40, 50 sekundową wibracyjną sygnalizacją przypominającą o zmianie obszaru mycia oraz automatyczne wyłączanie po 60 sekundach. Może być stosowana nie tylko do mycia twarzy, ale również do pielęgnacji całego ciała. Wyposażona jest w dwie prędkości oraz wodoszczelną obudowę IPX6. Zasilana na dwie baterie AA dołączone do zestawu, w skład którego wchodzi, oprócz samego urządzenia, jedna głowica myjąca wykonana z miękkich, delikatnych włókien syntetycznych. Urządzenie wprawia głowicę w drgania (szczoteczka nie obraca się), a technologia ultradźwięków w połączeniu z wodą wytwarza na powierzchni skóry mikropęcherzyki powietrza, które pękając pozbywają się zanieczyszczeń oraz martwego naskórka, pozostawiając skórę niesamowicie gładką i dogłębnie oczyszczoną. Producent nie podaje dokładnej częstotliwości drgań, jednak mając pewne doświadczenie ze szczoteczką Foreo, uważam, że jest ona porównywalna, a już na pewno wystarczająco skuteczna.

   W przeciwieństwie do poprzedniego urządzenia do mycia twarzy, oferowanego przez Bieronkę, w tym przypadku mamy możliwość zakupu zestawu 3 wymiennych końcówek zapasowych, identycznych jak ta dołączona do szczoteczki. Wszystkie są jednakowe, bez podziału na rodzaje cery.


   Po pierwszym użyciu jestem naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczona, moja naczynkowa i skłonna do zaczerwienień skóra po 60-cio sekundowym myciu w żaden sposób nie zareagowała negatywnie, co świadczy o tym, że szczoteczka jest naprawdę delikatna. Skóra była cudownie miękka i gładka, bardzo dokładnie oczyszczona, świetnie przygotowana do wieczornej rutyny kosmetycznej. Biorąc pod uwagę cenę – ok 50 zł szczoteczka + 30 zł zestaw 3 końcówek, dobrą jakość wykonania oraz naprawdę zaskakująco pozytywne działanie i efekty mogę śmiało powiedzieć, że gra jest wyjątkowo warta świeczki. Jeżeli jeszcze jej nie macie – biegnijcie do Biedronki! :)


Post bardzo spontaniczny i stworzony w wyjątkowym pośpiechu, aby jak najszybciej podzielić się z Wami informacją o szczoteczce :) Przepraszam za jakość zdjęcia, jednak jedyne, do czego mam teraz dostęp to telefon :) 

Kasia.

niedziela, 11 października 2015

Photo Story #4 Kreta, część I.



Witajcie!


   Wrzesień należał do zdecydowanie najbardziej zakręconych miesięcy w tym roku. Remont trwa, kursowanie pomiędzy dwoma mieszkaniami – remontowanym i zastępczym – donoszenie i odnoszenie rzeczy tych potrzebnych i tych zbędnych nie ma końca, sprawy związane ze studiami dały o sobie znać. W całym tym szaleństwie udało nam się (mi i mojemu chłopakowi) wyjechać na od dawna planowane wakacje (mi z najlżejszą walizką w życiu – 15 kg to mój nowy rekord). Tym razem padło na Kretę – do Grecji mamy już pewien sentyment bo to właśnie tam, tyle, że na inną wyspę, wyjechaliśmy razem po raz pierwszy. Wylądowaliśmy w hotelu niedaleko 3 pięknych piaszczystych plaż oraz również niedaleko, lecz odrobinę dalej, Chanii, głównego miejskiego ośrodka turystycznego Krety, założonego i rozbudowanego przez Wenecjan. Udało nam się pogodzić dość odrębne preferencje (ja – zwiedzanie + plażowanie, on – głównie plażowanie) i rozplanowaliśmy te 6 dni tak, aby każde z nas zaczerpnęło z tego wyjazdu jak najwięcej. Plażowaliśmy, zwiedzaliśmy Chanię, krętymi, wąskimi, górskimi drogami (w moim przypadku z sercem na ramieniu i rollercoasterem w brzuchu) dojechaliśmy do Elafonisi, wybraliśmy się w całodzienny rejs na przepiękną Gramvousę oraz na Lagunę Balos, zamiast 5 butelek rakomelo (tamtejszego regionalnego trunku) przez pomyłkę kupiliśmy 5 butelek oliwy z oliwek, spotkaliśmy najbardziej sfrustrowanego i naburmuszonego kota na świecie oraz jedliśmy najpyszniejszą baklavę jaką tylko można sobie wyobrazić. Nacieszyliśmy się promieniami greckiego słońca, nakarmiliśmy nasze oczy pięknymi widokami i przywieźliśmy ze sobą pełen bagaż najcudowniejszych pamiątek – wspomnień. 























Kasia.


poniedziałek, 5 października 2015

Nowości do ust - konturówki i matowe pomadki w kredce.



Witajcie!




   Uwielbiam jesień. Grube swetry, ciężkie skórzane buty, mięciutkie szale i ogromne chusty, długie wieczory, świece, zapach świeżo zaparzonej, gorącej herbaty – kocham w niej wszystko. Nawet chłód i niepogodę. Uwielbiam ją również za kolory – zgaszone, brudne, zdecydowanie bliższe memu sercu. Po powrocie do domu z torbą wypełnioną nowymi konturówkami i pomadkami stwierdziłam, że coś jest na rzeczy bo odcienie, które wybrałam zdecydowanie do letnich nie należą. Jesień zagościła u mnie na dobre :).









   Dwie konturówki Golden Rose pochodzą z serii Dream Lips, określanej przez producenta jako wodoodporna o miękkiej strukturze. Rzeczywiście są miękkie i komfortowe w aplikacji. Nie wysuszają ust, przy czym są długotrwałe. Dają matowe wykończenie, które w przypadku większości matowych produktów Golden Rose znajduje się zdecydowanie bardziej po kremowej stronie. Odcienie, które wybrałam to 503 – neutralny beż o różowawym zabarwieniu (mój zdecydowany faworyt) oraz 510 – ciemniejszy, chłodniejszy i bardziej od niego różowy.

   GOSH, Velvet Touch Lipliner w odcieniu 001 Nougat Crisp – w swojej konsystencji jest zdecydowanie bardziej matowa i sucha niż konturówki Golden Rose – jest również bardziej od nich trwała. Podobna do odcienia 503 z GR, jest od niego chłodniejsza, odrobinę ciemniejsza i bardziej różowa. W zależności od światła ujawnia w sobie delikatnie brązowe tony.

   Dwa ostatnie produkty to matowe pomadki w kredce Golden Rose (Matte Crayon Lipstick) w odcieniach 11 i 14. Według producenta tworzą na ustach aksamitny efekt, są długotrwałe i nawilżające. Ich wykończenie jest zdecydowanie bardziej kremowo-satynowe i delikatniejsze dla ust od konturówek, gładko się rozprowadzają, są mocno napigmentowane i równomiernie pokrywają usta kolorem. Nie odnotowałam większego działania pielęgnacyjnego, jednak nie zauważyłam przesuszenia. Nr 11 jest dość ciemnym, chłodnym, zgaszonym różem, natomiast 14 to zdecydowanie ciepły beż.






Lubicie takie kolory? :)
Kasia.

środa, 16 września 2015

Maybelline Color Tattoo 24H - 55 Immortal Charcoal, 91 Creme de Rose, 98 Creamy Beige.



Witajcie!


   Cienie do powiek Maybelline Color Tattoo 24H śmiało mogę nazwać jednymi z najlepszych (i na pewno moich ulubionych) kosmetyków, które znajdziemy w drogeriach. Ich cudowna kremowo-żelowa konsystencja sprawia, że aplikacja jest niesamowicie łatwa i przyjemna, do tego szybka i niewymagająca – nawet roztarte palcami wyglądają pięknie. Lekka formuła ułatwia budowanie koloru, który z każdą kolejną warstwą zyskuje na głębi bez ryzyka ‘wałkowania’ się cienia na powiece. Świetna trwałość sprawia, że oprócz indywidualnego stosowania cienie idealnie spisują się jako baza pod produkty o bardziej suchej konsystencji, które dodatkowo ją przedłużają. Nie zastygają zbyt szybko, dzięki czemu bardzo łatwo się z nimi pracuje, jednak kiedy już zastygną bardzo ciężko ruszyć je z powieki.





   Oprócz 6 odcieni z kolekcji podstawowej, marka postanowiła wprowadzić na polski rynek 4 nowe, odcienie z serii Creamy Mattes – Creme de Nude jasny, naturalny odcień o żółtawym zabarwieniu, Creme de Rose - jasny beż o różowawych tonach, Creamy Beige – jasny brąz oraz Vintage Plum – szarawy fiolet. Szeregi swojej kosmetyczki poszerzyłam o dwa odcienie z nowej kolekcji – Creme de Rose oraz Creamy Beige plus jeden z wersji podstawowej – Immortal Charcoal.

   Zaczniemy od najciemniejszego odcienia czyli Immortal Charcoal nr 55. To przepiękny błyszczący grafit, którym wyczarujemy na powiece efekt od delikatnej szarawej mgiełki koloru do mocnego, połyskującego, nasyconego odcienia. Świetnie nadaje się do makijażu dziennego jak również mocniejszego, wieczorowego smoky eye. Jak wszystkie kolory z gamy Color Tattoo świetnie się blenduje i ciężko zrobić sobie nim krzywdę.




   Creamy Beige nr 98 – pierwszy przedstawiciel nowej kolekcji z moim posiadaniu to jasny brąz, który pomimo tego, że z założenia ma posiadać matowe wykończenie, zawiera w sobie mnóstwo mikroskopijnych drobinek, które po nałożeniu na powiekę stają się jednak praktycznie niewidoczne. W słoiczku początkowo sprawiał wrażenie lekko ciepłego brązu, jednak na powiece (oraz na swatchu) wygląda na bardziej chłodny odcień. Oba produkty z serii Creamy Mattes mają odrobinę bardziej kremową konsystencję niż te z serii pierwotnej, przez co jeszcze łatwiej się z nimi pracuje.





   Ostatni cień to Creme de Rose nr 91 – jasny beż z delikatnymi brzoskwiniowymi oraz różowymi tonami, o zdecydowanie chłodnej tonacji nałożony na powiekę praktycznie się w nią wtapia, dzięki czemu sprawdzi się idealnie jako baza pod cienie suche. Sam w sobie jest zbyt jasny i naturalny aby stworzyć na powiece mocniejszy kolor, dlatego świetnie nada się dla osób, które wolą bardzo naturalny makijaż i potrzebują jedynie lekkiego rozjaśnienia i ujednolicenia powieki. Przy mojej jasnej, chłodnej karnacji na powiece jest niemal niezauważalny.  







od dołu: Creme de Rose, Creamy Beige oraz Immortal Charcoal. 






Lubicie Color Tattoo? Jaki odcień jest Waszym ulubionym?

Kasia.