sobota, 28 września 2013

Mini haul gadżeciary :)

Witajcie!

   Moje wakacje się już skończyły, od paru dni jestem w Polsce, udało mi się w końcu ogarnąć z rozpakowywaniem walizki (katastrofa…), więc nadszedł dobry moment, żeby pochwalić się Wam moimi małymi zdobyczami. Zgodnie z tym, co napisałam w ‘o mnie’, jestem gadżeciarą i mam to do siebie, że najbardziej cieszę się z rzeczy, które ładnie wyglądają, ale często (nie zawsze) nie są w żaden sposób praktyczne. Tak też jest i tym razem. Owszem, kupiłam parę bardziej ‘użytecznych’ rzeczy, ale to nie o nich dzisiaj będzie mowa. Przedstawiam Wam mały haul gadżeciary :).









   

   W sklepie z miejscowym rękodziełem (o dziwo udało mi się znaleźć sklep, który nie jest wypchany od góry do dołu chińszczyzną) wypatrzyłam balsam do ciała Vino Terapia Malvasia Volcanica. Co prawda nie pochodzi on z samej Gran Canarii, lecz z Lanzarote, która również wchodzi w skład Archipelagu Kanaryjskiego. Przepięknie pachnie winogronami, posiada naturalny skład i nie był testowany na zwierzętach. Został wyprodukowany na bazie aloesu, oleju słonecznikowego, oleju winogronowego oraz wody winogronowej. Olej i woda winogronowa pozyskiwane są z winorośli, która wzrasta na wulkanicznej glebie i z której produkowane jest słynne wino - malwazja.

   W tym samym sklepie znalazłam również bransoletkę wykonaną z drzewa bananowca. Notes z okładką jak tabliczka czekolady pochodzi ze sklepu Tiger, obok którego nigdy nie mogę przejść obojętnie (znajduje się także w Polsce).



Będąc w centrum handlowym trafiłam do sklepu Springfield. Akurat z ubrań nic nie wpadło mi w oko, za to tym maleństwom nie mogłam się oprzeć. Balsamy do ust o zapachu kokosowym i wafelkowym oraz brokatowa maskara, która niestety się nie sprawdziła. Brokat widać na opakowaniu a nie na rzęsach (może to i lepiej...), dozowanie tuszu jest baaardzo oszczędne, trzeba się nią nieźle namachać, żeby uzyskać jakikolwiek efekt. Na szczęście ma świetną szczoteczkę, którą na pewno w przyszłości wykorzystam.






   Na koniec coś, na punkcie czego ostatnio szaleję, czyli ukochane perfumy Jimmy Choo.



Tak przedstawiają się moje 'pamiątkowe' zakupy, mam nadzieję, że Wam się podobało :).
Trzymajcie się, pozdrawiam Was cieplutko!
Kasia :)











poniedziałek, 16 września 2013

OOTD: Podróż samolotem

Witajcie!

W związku z tym, że niedługo wyjeżdżam na późne wakacje, postanowiłam zrobić dla Was post o tym, jakie ubrania wybrałam na podróż. W Polsce pogoda już się popsuła, jest szaro i zimno a ja na dodatek jestem strasznym zmarźlakiem, szczególnie jeżeli chodzi o stopy. Lotniska i samoloty są klimatyzowane, pora dnia (a raczej nocy) też będzie chłodna, zmęczenie robi swoje, więc staram się ubrać tak, aby nie zmarznąć. I tu mamy problem. Po wyjściu z samolotu uderzy mnie fala gorąca, ponieważ wybieram się na Wyspy Kanaryjskie. Na szczęście udało mi się znaleźć złoty środek :)

Przepraszam Was za jakość zdjęć, robiłam je w pośpiechu przed wyjazdem, chmury za oknem niestety też nie pomagają :<




Wybrałam lekki, jedwabny sweterek o luźnym kroju, z rękawami do łokcia i dłuższym tyłem sięgającym za pupę, kolor nude :) Bardzo wygodny więc idealny na bieganie z walizkami.
Massimo Dutti via Wzorcownia
granatowe dżinsy Zara



Do tego bardzo mięciutki szalik, którym owinę szyję kiedy zrobi się chłodniej.
H&M




Cienka puchowa kurtka, którą podobnie jak śpiwór, możemy zwinąć i włożyć do woreczka na zdjęciu poniżej (bibeloty dla oddania wielkości :)). Jest bardzo lekka i po zwinięciu zajmuje bardzo mało miejsca :) Do tego posiada zwijany i chowany kapturek. Praktyczna i stylowa!
Zara 






Jeżeli chodzi o buty i torbę...



Jako bagaż podręczny biorę zawsze jakąś torbę, bez niej czuję się jak bez ręki, tym razem wybrałam moją ulubioną, która pomieści wszystko, czego mi potrzeba :) Jest wykonana z grubej skóry, więc nie muszę się martwić o jej wytrzymałość.
Massimo Dutti




ciężkie skórzane botki, które po dotarciu na miejsce zamienię na sandałki ze zdjęcia poniżej i schowam do mojej mega pojemnej torby :)
Lasocki



Na podróż zawszę biorę sprawdzone rzeczy, szczególnie jeśli chodzi o buty, eksperymenty mogą skończyć się pęcherzami, z którymi nie chciałabym męczyć się przez cały wyjazd. W tym wypadku sandałki w uniwersalnym kolorze ze złotymi blaszkami, jedne z moich najwygodniejszych (reszta leci w walizce :))



Podsumowując, wybrałam ubrania wygodne, takie w których czuję się dobrze i stylowo, i takie, które przy okazji sprawiają, że nie wyglądam w nich ani zbyt sportowo, ani zbyt elegancko. Są to pozycje uniwersalne, z których możemy tworzyć różne zestawy, dodając lub zmieniając dodatki. Po zdjęciu szalika, kurtki i zmianie butów otrzymujemy outfit, który idealnie nadaje się na ranek w ciepłych krajach, gdzie nie będzie jeszcze tak gorąco jak w środku dnia, a do tego nie musimy dźwigać ciężkich kurtek albo płaszczy. Dla mnie bomba :)


Mam nadzieję, że Wam się podoba,
Pozdrawiam Was cieplutko!
Kasia :)


PS. Zachęcam do przeczytania mojego ostatniego posta i podpisania petycji! 




piątek, 13 września 2013

Pokój dla Syrii

Witajcie!

Dziś chciałabym poruszyć temat, o którym ostatnio jest wszędzie głośno. Syria.
Nie będę opisywać tego, co tam się dzieje, bo nawet jeżeli nie oglądacie wiadomości i nie jesteście na bieżąco z polityką i sprawami 'ze świata', wiecie, co oznacza słowo wojna.
Owszem, media trąbią. Niestety, często subiektywnie i zachowawczo. Nie mnie oceniać decyzje i działania światowych 'mocarstw', jednak jeżeli mam możliwość przyczynienia się do zmiany - korzystam z niej. W związku z tym chciałabym wystosować do Was apel i chociaż trochę zwrócić na to Waszą uwagę.

Każdy z nas ma swoje życie - szkołę, studia, pracę, dom, dzieci. Pełno spraw 'na mieście', rachunków i swoich potrzeb i zachcianek. Jesteśmy ludźmi. Przyznaję się otwarcie do tego, że sama zapominam o potrzebujących. Zapominam, bo żyję swoimi sprawami, mam swoje problemy i obowiązki. Nie wynika to z mojej ignorancji czy egoizmu, bo to nie jestem ja. JA potrafię rozpłakać się na widok reklamy fundacji w telewizji, widząc upośledzone dziecko robi mi się strasznie przykro i mam poczucie, że jestem wobec niego w jakiś sposób nie fair, bo jestem zdrowa, mam wszystko, co jest mi potrzebne do życia i nie potrafię tego docenić. Wszystko dookoła staje się nagle takie błahe i kompletnie bez znaczenia. Mam wtedy poczucie ogromnego dyskomfortu i bezsilności. Jednak nie jesteśmy do końca bezsilni. Nikt nie każe nam rezygnować ze swojego życia i jego przyjemności na rzecz pomocy innym. Możemy sprawić, aby pomaganie stało się jego częścią. Wrzućmy coś do puszki, zamiast odmawiać z poirytowaniem. Kliknijmy na ten brzuszek. Wyślijmy sms'a. Przekażmy 1% podatku. Podpiszmy petycję. Oddajmy krew. Zarejestrujmy się w banku dawców szpiku. Jest tyle możliwości. Zwolnijmy trochę tempo i rozejrzyjmy się dookoła, być może trafimy na coś, co nie pozwoli nam przejść obojętnie. To nie jest tylko dawanie, ani wielkie poświęcanie się, w takich sytuacjach czerpiemy też coś dla siebie - stajemy się lepsi i łatwiej nam dostrzec to, co jest naprawdę ważne.


 Proszę Was o obejrzenie tego filmu:

http://www.smog.pl/wideo/57481/o_s_t_r_i_hades_o_wojnie_w_syrii_drastyczne_18


...i podpisanie petycji w tej sprawie:

http://www.change.org/petitions/nie-zawiedźcie-syrii

Na facebooku powstała strona "Pomoc dla Syrii" https://www.facebook.com/PomocdlaSyrii gdzie możecie dowiedzieć się o tym, jak pomóc w inny sposób. Istnieje również wiele fundacji i organizacji, takich jak chociażby Polska Akcja Humanitarna, czy Unicef, które działają w tej sprawie. Liczy się każda kwota, wybór należy do Was. Nie bądźmy obojętni.


Pozdrawiam,
Kasia

środa, 11 września 2013

Ulubieńcy sierpnia 2013.

Witajcie!

Dziś przedstawię Wam kosmetyki, które najczęściej gościły w mojej sierpniowej pielęgnacji :)
Sierpień nie był raczej miesiącem nowości, no, może poza kilkoma małymi rzeczami :). Postanowiłam sobie, że najpierw muszę wykończyć moje zapasy, szczególnie te, związane z włosomaniactwem, na zakupy jeszcze przyjdzie pora :). 

Zaczynamy od kosmetyków do pielęgnacji ciała i włosów:




Od lewej:
- zapewne wszystkim dobrze znana wcierka Jantar, zawsze do niej wracam, kiedy potrzebuję przyspieszenia wzrostu lub wzmocnienia włosów. Ostatnio miałam problem z wypadaniem, które dzięki niej zostało opanowane :)
-Olejek pod prysznic z Isany, jak widać opakowanie już prawie puste, jest tani (kosztuje niecałe 4 zł), nie wysusza i używa mi się go przyjemniej niż zwykły żel pod prysznic :)
-Masło do ciała TBS, najbardziej lubię te o zapachu Mango, ratuje mnie zawsze wtedy, kiedy moja skóra jest przesuszona i potrzebuje odzywienia
-ukochany krem do rąk również z TBS, z wyciągiem z konopii, jest częścią mojego wieczornego rytuału, codziennie, leżąc już w łóżku przed snem nakładam dość grubą warstwę na dłonie i wmasowuję w paznokcie, sprawdza się doskonale :)


Pielęgnacja twarzy: 



Od lewej:
-krem pod oczy z półproduktów ze Zrób Sobie Krem, własna receptura, którą mam zamiar niedługo się z Wami podzielić :) 
-przeciwzaskórnikowy tonik z kwasem mlekowym przepisu Lorri, receptura zaczerpnięta ze Zrób Sobie Krem KLIK
-Antybakteryjny płyn do twarzy i ciała ze srebrem, Inwex Remedies, używam go codziennie rano jako tonik, łagodzi stany zapalne i przyspiesza gojenie 
-olejek z pestek arbuza, niezastąpiony w mojej codziennej pielęgnacji, nie zapycha porów, ma dużą zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych, dla mnie jest idealny, szczególnie na noc lub jako dodatek do serum
-uniwersalny balsam Brzoskwinia i Bawełna, o dziwo, z Avonu. Ogólnie nie przepadam za tą marką, mają nieciekawe składy, często ich kosmetyki mnie uczulają. Jednak ten balsam się sprawdza i, jak na Avon, skład ma całkiem przyzwoity. Codziennie wieczorem nakładam grubą warstwę na usta, rano balsam nadal na nich jest, odżywia, nawilża, chroni, a do tego jest tani :)
-szmatka muślinowa, nieodłączna część mojej wieczornej pielęgnacji, dzięki niej moja skóra jest wygładzona i dobrze oczyszczona.


Makijaż:



- cień do powiek Sephora, numer 50, kolor w stylu taupe, brązowo-szary
- cień do powiek Gosh, w tym miesiącu używałam tego, który jest najbardziej wyeksploatowany, czyli prawego na górze :) Cienie mają świetną konsystencję, są bardzo satynowe, plastyczne, pięknie wylądają powiece :)
- cień do powiek Inglot, cielisty, matowy, uniwersalny :) 
- pędzel do blendowania Hakuro H74, bardzo ładnie rozciera cień na powiece, jest z naturalnego włosia ale nie drażni skóry :)




Od lewej (tutaj są te moje małe nowości :)):
-pomadka Shiseido, bardzo lubię pomadki tej firmy, mam do nich sentyment, nie wysuszają ust i dają bardzo ładny efekt :) kolor BE 208
-Maybelline Color Whisper 430 Coral Ambition oraz 620 Bare to Be Bold + L'Oreal Rouge Caresse 403 Hypnotic Red, pisałam o nich w moim pierwszym poście KLIK



-Last but not least, Maskara Max Factor Wild Mega Volume, ma dużą szczoteczkę, która wymaga cierpliwości i czasu, żeby nauczyć się nią 'obsługiwać', ale efekty są tego warte :)


Pozdrawiam Was gorąco!
Kasia :)





niedziela, 8 września 2013

TEMAT KINO: Blue Jasmine

Witajcie!

Dzisiaj czas na TEMAT KINO,w roli głównej Blue Jasmine Wood'ego Allena :) Film niezwykle przejmujący. Miejscami zabawny, nawet bardzo zabawny, lecz w ogólnym rozrachunku dość smutny i w pewnym sensie tragiczny. Moim zdaniem :).






Może wstyd się przyznać, ale jest to chyba pierwszy mój film Allena. Jestem pod wrażeniem tego, z jaką łatwością potrafi przeniknąć do kobiecego umysłu, obnaża nasze słabości, sposób myślenia, oceny, działania, działa jak Roentgen i podaje to wszystko widzom na tacy. Zaczynam zazdrościć jego żonie.

Świetnie obrazuje kontrast między ‘sferą wyższą’ a ‘zwykłymi ludźmi’, pokazuje ile warte są relacje międzyludzkie w zależności od grubości portfela i ile warty jest sam człowiek, kiedy zostaje z niczym. Pokazuje co dzieje się w umyśle kobiety, która ze szczytu społeczeństwa Manhattanu spada na sam dół i musi odnaleźć się wśród ludzi, którymi pogardza. Pokazuje do czego zdolny jest człowiek na dnie, nieprzywykły do szarej codzienności oraz jak łatwo jest przymknąć oko i bagatelizować to, co niewygodne i trudne w imię własnej wygody.  

Z drugiej strony obrazuje portret kobiety ‘zawsze gorszej’, siostry ‘drugiego miejsca’, która z przekonania o swojej niskiej wartości sama skazuje się na nieudane, toksyczne związki, tkwi w mało płatnej pracy ledwo wiążąc koniec z końcem i nie potrafi zawalczyć o siebie i swoje lepsze jutro. Ukazuje jej naiwność i łatwość ulegania wpływom, skłonność do popełniania tych samych błędów z przekonania, że nie stać ją na nic lepszego.

Jest to jeden z tych filmów, o których nie da się tak szybko zapomnieć. Zostaje z nami na długo po opuszczeniu sali kinowej, zasiewa swoje ziarno, kiełkuje. Skłania do refleksji… Głównie nad naszymi słabościami, które odzwierciedlone zostały z tak niezwykłą trafnością. Myślę, że każdy odnajdzie w nim coś dla siebie, dlatego gorąco polecam wieczór z Blue Jasmine. Uważam, że naprawdę warto, cena biletu zwróci nam się w przemyśleniach : )





Jeżeli widziałyście, koniecznie napiszcie co Wy o nim sądzicie :).
Jeżeli nie widziałyście - polecam wybrać się do kina :).

Pozdrawiam Was gorąco!
Kasia 

piątek, 6 września 2013

L'Oreal Rouge Caresse vs. Maybelline Color Whisper

Witajcie!


Witam na moim blogu, który powstał z chęci dzielenia się z Wami tym, co mi się podoba, co jest moją pasją, co mnie inspiruje i czym aktualnie żyję. Jeżeli miałabym opisać mojego bloga w kilku słowach, wybrałabym pewnie ‘urodowy’ i ‘lifestylowy’,  jakkolwiek banalnie by to dla niektórych nie brzmiało (dla mnie już trochę też ;) ). Więc...Cześć, nazywam się Kasia :).

Zgodnie z tym, co napisałam wyżej, dzisiaj podzielę się z Wami czymś, w czym się ostatnio zakochałam. Pomadko-błyszczyki lub pomadko-balsamy, jak kto woli. Idealne rozwiązanie dla dziewczyn, które wolą bardziej naturalny efekt na ustach oraz dla tych, które mają problem z przesuszającymi się ustami (czyli coś dla mnie!). Nie dają pełnego krycia, więc są bezpieczne, nie wymagają precyzyjnego obrysowania ust konturówką i spokojnie możemy malować się nimi bez lusterka.

Taka forma pomadki nie jest nowością na polskim rynku, pewnie wiele z Was ma w swojej kolekcji albo słyszało chociażby o Lip butters z Revlonu. Osobiście jakoś nigdy nie mogłam się do nich przekonać, nie podobały mi się kolory a cena też nie należy do zachęcających, więc szukałam dalej. 

Moim ostatnim odkryciem są pomadki L’Oreal Rouge Caresse oraz Maybelline Color Whisper.
Zacznijmy od tych drugich, czyli Maybelline Color Whisper. Co pisze o nich producent?

„Dla kogo? Dla kobiet, które nie boją się uwodzić kolorem Dzialanie: Color Whisper to seksowna przezroczystość koloru na Twoich ustach. Dzięki lekkiej, żelowej formule, światło swobodnie przepływa krawędzią ust nadając im kuszącego blasku.  Kolor frywolny, delikatny i zrazem intensywny, jak tajemnica szeptana na ucho. Odważ się, czasami szept znaczy więcej niż krzyk. EFEKT: Szept koloru na Twoich ustach”

Jak to zwykle z takimi opisami bywa, kogoś nieźle poniosła fantazja i niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Cała gama kolorystyczna składa się z 20 kolorów, w Polsce kupić możemy jedynie 12. Ja posiadam dwa kolory, 430 Coral Ambition oraz 620 Bare to Be Bold.

Coral Ambition to jasny, pastelowy brzoskwiniowo-różowy odcień. Pięknie wygląda zarówno do bladej, jak i opalonej skóry. Oba odcienie z tej serii można łatwo ‘budować’, dają błyszczące wykończenie, bez żadnych drobinek ani perły. 



w świetle dziennym


z lampą

Bare to Be Bold to nude o różowym, chłodnym zabarwieniu. Nadaje się raczej dla dziewczyn o jasnej karnacji i chłodnym typie urody, u innych może wyglądać nieco ‘trupio’ i ‘kredowo’.


w świetle dziennym


z lampą


Trwałość? Oczywiście, do pierwszego posiłku lub napoju. Z obu odcieni lepiej wypada Coral Ambition, z racji tego, że jest bardziej intensywny, trzyma się na ustach odrobinę dłużej. NA SZCZĘŚCIE, pomadkę możemy nałożyć ponownie zaraz po posiłku, niezależnie od miejsca i warunków, musiałybyście się naprawdę nieźle postarać, żeby zrobić sobie nimi krzywdę.
Cena regularna to ok. 28 zł w Rossmannie. Nie jest to mało, biorąc pod uwagę trwałość, dlatego warto polować na promocje. Dodatkowym minusem jest fakt, że pomadki mają tendencję do zbierania się w 'zagłębieniach' ust.


Z racji tego, że powoli ogarnia mnie jesienny nastrój, zaczynam rozglądać się za ciemniejszymi kolorami. Osobiście nie czuję się komfortowo w ‘mocnych’, wyrysowanych ustach, nie podobam się sobie z czerwonymi ustami (i to już przestała być kwestia doboru odpowiedniego odcienia…), to po prostu nie dla mnie. Padło na lekkie bordo w wersji lip butter. Ani Maybelline, ani Revlon nie miały w swojej ofercie koloru, którego szukałam, więc wybrałam L’Oreal Rouge Caresse. 403 Hypnotic Red to był strzał w dziesiątkę.

Według producenta:
„Ekstremalna miękość i gładkość.Połączenie polimeru, nadającego aksamitny efekt,z masłem jojoba pozwala uzyskać niezwykle miękką i bardzo zmysłową konsystencję.Wyjątkowa lekkość i delikatność.Konsystencja delikatnie otula usta, przynosi uczucie komfortu i pozwala na optymalne rozprowadzenie pomadki podczas aplikacji. Usta są miękkie i wyglądają zmysłowo. Ochrona ust.Utworzona na ustach warstwa stanowi skuteczną barierę przed ich wysuszaniem. Usta są chronione przed wysuszeniem i nawilżone aż do 6 godzin*.* Test instrumentalny.

Cała gama obejmuje 16 odcieni, lecz dostępna jest ona jedynie w Rossmannach z PEŁNĄ, podwójną szafą L’Oreal, czyli też nie wszędzie.

Kolor 403 Hypnotic Red to chłodne bordo, kolor również można łatwo ‘budować’. Daje lśniące wykończenie dzięki polimerom oraz substancjom natłuszczającym i nawilżającym. W opakowaniu widoczne są czerwone błyszczące drobinki, na ustach ich nie widać, co dla mnie jest plusem, nie daje efektu perły.


w świetle dziennym


z lampą

Jest bardziej trwały niż Color Whisper, sam blask schodzi dość szybko, ale kolor wytrzymał u mnie nawet pół dnia, ‘zjadł’ się lekko ze środka ust, został przy krawędziach.
W przeciwieństwie do Maybelline, Rouge Caresse pachnie, ma lekko malinowy zapach, który na szczęście jest delikatny i szybko ginie na ustach, co dla mnie również  jest plusem.
Minus? Przede wszystkim ceeeena! Kosztuje mniej więcej tyle, co Revlon, czyli ponad 40 zł. Dużo, dlatego warto polować na promocję. Dodatkowo łatwo ‘zepsuć’ pomadkę przy otwieraniu, zatyczka ma podwójną krawędź, która u mnie praktycznie za każdym razem wbija się w sztyft : (.

L’oreal i Maybelline nie wysuszają ust, nadają się do codziennego stosowania, zawsze i wszędzie.  L’oreal wydaje się być bardziej nawilżający, na jego korzyść przemawia również większa trwałość, lecz po części jest to pewnie zasługa koloru. Maybelline wygrywa pod względem ceny, ale w jego polskiej ofercie niestety nie ma tak ciemnych odcieni. Jeżeli nie polujecie, tak jak ja, na ciemniejsze kolory w takiej formule i nie chcecie wydawać zbyt dużo pieniędzy, warto skupić się na tańszym odpowiedniku ponieważ oba produkty mają bardzo podobne działanie i efekt. Oba produkty mają również niestety tendencję do brudzenia opakowań, co widać na zdjęciu. Tym, którzy lubią testować, polecam oba, u mnie spisują się świetnie i są pierwszymi pomadkami, które codziennie mam w torebce.






Próbowałyście? Co sądzicie?
Pozdrawiam Was gorąco!
Kasia