czwartek, 12 lutego 2015

Ulubieńcy 2014 część druga - pielęgnacja.

Witajcie!


   W przeciwieństwie do części makijażowej, w części pielęgnacyjnej o wielu ulubieńcach pisałam w postach sprzed roku – drastycznych zmian nie było. Pojawiło się jedynie kilka nowości, które odkryłam w ciągu tej długiej przerwy od blogowania, w tym kilka akcesoriów. Zapraszam na post o ulubieńcach pielęgnacyjnych 2014 roku, w których oprócz stricte pielęgnacji znajdują się również perfumy.







Twarz – nawilżanie i walka z niedoskonałościami





   


   Krem pod oczy Clinique, All About Eyes Rich, świetnie nawilża, używam go rano i wieczorem, sprawdza się pod makijażem, uzyty na noc sprawia, że po przebudzeniu rano skóra pod oczami jest odżywiona i ma wszystko, czego jej potrzeba

   Serum Advanced Night Repair, Estee Lauder, stosuje je głównie na noc (po części dlatego, że mi go szkoda :<),ma dość żelową konsystencję, szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, delikatnie nawilża i napina skórę, uwielbiam.

   Serum Anti –Age, Planeta Organica do cery tłustej, kosmetyk znajduje się w opakowaniu z pompką, co jest dużym plusem, ma ciekawy zielony kolor, bardzo ładny zapach oraz dość kremową konsystencję, bardzo ładnie nawilża, stosuje je głównie rano pod krem. Skład ma po prostu PRZE-PRZE-PRZEBOGATY w przeróżne ekstrakty, nie wypowiem się jednak na temat odmładzania, mam 21 lat i w sprawie zmarszczek nie mam zbyt dużego doświadczenia, natomiast lubię je za wszystkie powyższe cechy + dość niską cenę (ok. 40 zł).

   Kremy na dzień i na noc Natura Siberica do cery tłustej i mieszanej, kremy tanie i bardzo dobre (ok. 30 zł/szt. ), w higienicznych opakowaniach z pompką, świetnie nawilżają, nie zapychają, krem na dzień bardzo dobrze sprawdza się pod makijażem, wersja na noc ma odrobinę bogatszą konsystencję i jest odrobinę bardziej tłustawa. Oba składają się w większości z naturalnych składników, nie znajdziecie tam niczego takiego jak parafina, silikony i inne tego typu paskudztwa.

   Olejek do twarzy na noc Polyphenol, Caudalie, ma dość ‘suchą’ konsystencję, w żadnym wypadku nie wyglądamy jak po wysmarowaniu masłem, po dłuższej chwili w większości się wchłania, koi skórę i delikatnie łagodzi wypryski, skóra rano wygląda ŚWIETNIE, jest miękka, nawilżona, jak po naprawdę dobrze przespanej nocy. Ma niestety jedną wadę – nie zapycha, jednak przy częstym użytkowaniu na policzkach pojawiły mi się malutkie podskórne pryszczyki. Po odstawieniu olejku na jakiś czas problem zniknął, dlatego teraz sięgam po niego kiedy widzę, że moja skóra potrzebuje czegoś więcej.

   Odżywka do rzęs 4 Long Lashes, AA, moje rzęsy dzięki tej odżywce wyglądały obłędnie, dostałam naprawdę dużo komplementów, w połączeniu z tuszem z ulubieńców makijażowych – po prostu firanki.
Preparat na wypryski, Tołpa, o tym kosmetyku wspominałam już na blogu, nic tak nie radzi sobie z niedoskonałościami jak on, nawet maści apteczne. Kiedy coś niedobrego zaczyna się dziać na mojej twarzy sięgam po niego od razu ( i to jest nadal to samo opakowanie, które pokazywałam w postach sprzed roku, jest więc naprawdę wydajny).




Twarz – oczyszczanie i tonizowanie





   Woda termalna Uriage nie wymaga osuszania, jest naturalnie izotoniczna, więc minerały znajdujące się w jej składzie nie krystalizują się na powierzchni skóry i nie wysuszają jej, ma wspaniały dozownik, który rozpyla delikatną mgiełkę, świetnie odświeża. U siebie nie zauważyłam, żeby w jakiś znaczny sposób łagodziła stany zapalne, jednak za każdym razem kiedy się kończy naprawdę mi jej brakuje.

   Serozinc, La Roche Posay – woda termalna z dodatkiem cynku, niedostępna w regularnej sprzedaży w Polsce, kupić ją można jedynie online. W tym przypadku dozownik nie jest aż tak dobry jak w Uriage, jednak nie jest źle. Łagodzi podrażnioną skórę nieco lepiej niż Uriage.

   Eau De Beaute, Caudalie. Dopóki nie spróbowałam, nie rozumiałam, co może być aż tak fajnego w toniku. Zwłaszcza za taką cenę. To naprawdę nie jest zwykły tonik. Ma niespotykany zapach, jest NIESAMOWICIE odświeżający, bardzo miętowy, chłodzący, idealny na ciężki ranek po ciężkiej nocy lub kiedy tylko potrzebujemy orzeźwienia. Spokojnie możemy używać go na makijaż, producent zaleca jednak omijanie okolic oczu ze względu na dość dużą zawartość alkoholu. Moje małe opakowanie (30 ml) niestety skończyło się dość szybko, jednak nie wyobrażam sobie, żebym miała go więcej nie kupić.

   Płyn micelarny Garnier,uwielbiany w całej blogosferze i nie tylko. Wcale się temu nie dziwię – tak samo jak świat obiegła nowina o super-micelu L’Oreal (w prostokątnej butelce), tak samo ten podbił kobiece serca. Znowu – wcale mnie to nie dziwi, skoro oba mają takie same składniki – jedynie w innych proporcjach. Po co przepłacać za L’Oreal skoro można mieć praktycznie to samo taniej i więcej? : )

   Tonik Alpha H, Liquid Gold, z kwasem glikolowym, używam go jedynie w sezonie jesienno-zimowym, dodaje skórze blasku, łagodzi wszelkie zmiany, skóra jest bardziej napięta i odświeżona.

   Peeling enzymatyczny, Organique. Moim zdaniem jest o NIEBO lepszy ( i tańszy) od maski z kwasem glikolowym REN, tak rozreklamowanej na zagranicznym YouTube. Mam wrażenie, że lepiej sobie radzi ze złuszczaniem, skóra jest gładsza i bardziej miękka po jego zastosowaniu, dodatkowo zawiera glinkę co sprawdza się świetnie w przypadku cer tłustych/mieszanych ze skłonnością do zanieczyszczeń i wyprysków.




Balsamy do ust






   


   Nuxe, Reve de Miel. W tym wypadku cały szum wokół tego małego szklanego słoiczka (a właściwie jego zawartości ;)) jest w 100% uzasadniony. Nic nie nawilża moich ust jak ten balsam, nie jest tłusty, wystarczy odrobina, żeby pokryć całe usta, nałożony na noc zostaje na nich aż do rana.

   The Body Shop, Solid Argan Oil. Całe szczęście, że cała seria arganowa nie pachnie jak tenże olej, wręcz przeciwnie, pachnie obłędnie. Balsam, zamknięty w metalowej puszce, ma bardzo przyjemną konsystencję, nie jest tłusty i cudownie odżywia usta. I ten zapach…


Włosy




  


   Maska aloesowa Natur Vital, straciłam rachubę, które to już opakowanie. Jest niesamowita, nic nie nawilża moich włosów tak, jak ona. Nie wyobrażam sobie pielęgnacji włosów bez niej.

   Olejek do włosów Yves Rocher, stosuję go po każdym umyciu na wilgotne włosy, dzięki niemu praktycznie zapomniałam co to rozdwojone końcówki : )

   Tangle Teezer – mały kawałek plastiku a potrafi zdziałać wielkie rzeczy. Do rozczesywania włosów nie używam niczego innego.

   Suche szampony Batiste – ratują mnie w podbramkowych sytuacjach, niezastąpione w podróży. Ostatnio staram się jednak je ograniczyć, ponieważ używane dość często (co dwa dni) podrażniły mi skórę, przez co zaczęła mnie swędzieć a włosy przetłuszczały się praktycznie po dniu.



Ciało – żele pod prysznic







   Rituals, pianka do mycia – cudowny kosmetyk do mycia ciała, który po wyciśnięciu na dłoń swoją konsystencją przypomina pianki do golenia. Cudownie miękki, daje niecodzienne uczucie w trakcie użytkowania. Niestety nie jest dostępny w Polsce, przez co używam go tylko kiedy chcę się zrelaksować i odrobinę rozpieścić. Jeżeli macie okazję go dorwać – serdecznie polecam bo naprawdę warto. (Dzięki Doma :*)

   Kremowe żele pod prysznic, Dove. Lubię chyba wszystkie zapachy z linii. Nie wysuszają mojej skóry i mam wrażenie, że odrobinę ją nawilżają, za co dostają ode mnie ogromny plus. Lubię je jeszcze bardziej, kiedy uda mi się dorwać 500 ml na promocji za niecałe 8 zł.



Ciało – antyperspiranty







   Antypserspirant Vichy, wersja łagodna, nie zostawia plam na ubraniach ani ich nie odbarwia, daje mi odpowiednią ochronę na co dzień, nie podrażnia skóry i ma ładny, delikatny zapach, który nie drażni mnie w ciągu dnia.

   Etiaxil, używam go głównie latem lub kiedy wiem, że czeka mnie jakaś ważna, stresująca sytuacja – wtedy mam 100% pewność, że mam ochronę nie tylko przed brzydkim zapachem ale również przed mało estetycznymi plamami na ubraniach.



Ciało – masła i peelingi







   Masła The Body Shop – kocham je za działanie, zapach, konsystencję, za opakowania – za wszystko. Moje ulubione to zapachy to mango, argan, czereśnia i morela.

   Ujędrniające i odmładzające masło do ciała na noc, Natura Siberica, gdyby nie ‘Pani z drogerii’, która zachęciła mnie do wypróbowania, pewnie nigdy nie zwróciłabym na nie uwagi – niepozorne opakowanie, zupełnie nie zapowiadało tego, co znajduje się w środku. Masła używam również na dzień ponieważ jego konsystencja jest całkiem lekka (jak na masło) – nie daje wrażenia super tłustej skóry, do której przylepia się każda cząsteczka brudu (znacie to wstrętne uczucie?), jest porównywalna z masłami TBS. Wspaniale odżywia i nawilża skórę a zapach…to właśnie on mnie urzekł od samego początku. Zapach pastylek, jadalnych zegarków i bransoletek pozbawiony sztuczności, zapach, który kojarzy mi się z dzieciństwem. Jest on na tyle delikatny, że zupełnie nie męczy w ciągu dnia pomimo tego, że pozostaje na skórze dość długo.

   Peeling do ciała Natura Siberica, przeznaczony jest do walki z cellulitem, używam go jednak dość nieregularnie i nie jestem w stanie zaobserwować jego działania w tym zakresie. Podobnie jak Eau De Beaute z Caudalie, peeling jest niesamowicie odświeżający. Ma intensywnie miętowy zapach, pachnie praktycznie jak miętowa guma do żucia. Świetnie ‘chłodzi’, idealnie nadaje się na relaks po ciężkim dniu, na obolałe i opuchnięte nogi, zatkany nos lub rano, kiedy potrzebujemy czegoś, co przywróci nas do życia po długiej nocy.




Dłonie i stopy









   Krem do rąk The Body Shop z olejem z konopi. Na dzień jest dla mnie zbyt tłusty, za to nałożony na noc grubą warstwą sprawdza się świetnie. Nic tak nie ratowało moich podrażnionych i spękanych od mrozu dłoni jak ten krem właśnie.

   Regenerujący krem-koncentrat do rąk, Tołpa. Ma idealną konsystencję na dzień, jest lekki i szybko się wchłania przy czym bardzo dobrze nawilża. Ma przyjemny, delikatny zapach.

   Preparat do skórek Sally Hansen. Dzięki niemu przestałam używać cążków do paznokci, wystarczyło jedynie odsunięcie skórek i nałożenie preparatu. Mam wrażenie, że dzięki temu moje skórki o wiele zwolniły swoje tempo wzrostu, z czego taki leń jak ja bardzo się cieszy.

   Top coat Poshe, bezformaldehydowa wersja Seche Vite, również bardzo przyspiesza wysychanie lakieru i daje piękny połysk.

   Pilnik do stóp School, nie kosztuje zbyt mało jednak na tyle ułatwił mi domowe wykonywanie pedicure’u, że zupełnie nie żałuję jego zakupu. Lepiej radzi sobie ze zrogowaceniami i suchą skórą niż zwykły pumeks.
Krem-maska do stóp, Tołpa, ma gęstą konsystencję, jest bardzo treściwy i cudownie odżywia stopy.



Zęby








   Być może dla niektórych z Was wyda się dość dziwne, że piszę na blogu o zębach, jednak w ciągu minionego roku w kwestii higieny tego obszaru pojawiły się dwie rzeczy, bez których jej sobie nie wyobrażam.

   Pierwszą z nich jest soniczna szczoteczka do zębów Philips. Od kiedy zaczęłam używać jej do mycia zębów szczotkowanie zwykłą szczoteczką stało się kompletnie niewystarczające i nie dawało mi takiego uczucia czystości jak szczoteczka soniczna. Dodatkowo znacznie poprawiła stan moich dziąseł, z którymi miałam problem od zawsze.

   Drugą rzeczą jest pasta do zębów Blend-a-med, Pro-expert, regeneracja szkliwa. W moim przypadku mycie zębów zwykłą miętową pastą jest bardzo nieprzyjemne – wszystko w środku mnie piecze, oczy robią się czerwone i zaczynają łzawić. Potrzebowałam czegoś delikatnego, jednak wiele delikatnych past nie zawiera w sobie drobinek ścierających, które zapobiegają osadom i przebarwieniom, przez co zęby zaczynają żółknąć. Ta pasta ma wszystko czego potrzebuję, jest delikatna, ma wyczuwalne drobinki, jeżeli jesteście równie wrażliwe - polecam ją wypróbować.  



Perfumy








   Ulubione perfumy wszechczasów – Chloe, EDP. Latem, zimą, na wieczór, na dzień – mogłabym je używać non stop przez okrągły rok. Poprawiają mi nastrój, sprawiają, że czuję się kobieco i elegancko.

   Zapach typowo letni to Bvlgari, Mon Jasmin Noir L’eau Excuise. Świeże, z cytrusową nutą, coś w stylu Ogródka Nilowego Hermesa, jednak dla mnie odrobinę delikatniejsze. Uwielbiam je tym bardziej, że były prezentem na 5 rocznicę od chłopaka :).

   Zapach typowo zimowy lub wieczorowy to Estee Lauder, Sensuous Noir. Kremowe, ciężkawe, lekko orientalne – bardzo otulające i zmysłowe.




Ufff…to by było na tyle. Dajcie znać czy któryś z tych produktów przypadł Wam do gustu równie mocno, co mi. :)

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło,
Kasia.


3 komentarze:

  1. Lady Blonde witam witam!! Cieszę się, że postanowiłaś wrócić, zdarzyło mi się kilka razy tu zaglądać w przeciągu roku, bo zauważyłam, że coś cicho się u Ciebie zrobiło :) W końcu doszłam do wniosku, że przepadłaś na dobre, no ale fajnie, że jednak wróciłaś.

    Co do ulubieńców, miałam kremy Natura Siberica (wersje z aralią) i niestety nie byłam z nich zadowolona. Było tam małe zamieszanie ze składami - na stronach sklepów internetowych widniały składy 100% naturalne, natomiast po zakupie okazało się, że na opakowaniu są zupełnie inne.

    Zgadzam się co do Clinique All About Eyes Rich - uwielbiam takie gęste formuły, do tego na prawdę dobrze nawilżał. Chętnie bym do niego wróciła.

    Co do EL Sensuous - ja wielbię wersję podstawową - wę miałam okazję poznać na szybko w perfumerii i będę musiała odświeżyć zapach, bo w ogóle nie pamiętam jak pachniał :)

    Mam straszną ochotę na Rituals (tu lista jest długa) i wypróbowałabym też Tonik Alpha H, ale zakup zostawię sobie chyba na przyszłą zimę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, miło mi, że pamiętałaś :) Tak to jest z tymi kremami, tak samo z podkładami, kwestia bardzo indywidualna :) Jeżeli lubisz takie ciężkawe, ciepłe zapachy to bardzo polecam jeszcze raz powąchać :)

      Usuń
  2. Witam po dłuższej przerwie :) Również myślałam, że już nie wrócisz, a tu taka niespodzianka :) Widzę, że wiele się u Ciebie zmieniło, w tym nazwa bloga chyba też, czy tylko logotyp? W każdym razie bardzo się cieszę, że znów jesteś z nami :)

    Co do "ulubieńców" - przyznam szczerze, zaskoczyłaś mnie, że widzisz jakiekolwiek skutki działania serum EL Night Repair. Ja stosowałam je przez pół roku i nie kupię nigdy więcej. Z moją cerą nie robiło ono bowiem nic. Jest wiele tańszych produktów w widoczny sposób poprawiających stan cery, ten się do nich według mnie nie zalicza. Podzielam za to Twoje uwielbienie do szczotek Tangle Teezer, ja również ze swoją się nie rozstaję :) Natomiast olejek YR stosuję nie po, lecz przed myciem włosów. Trzymam na głowie na ile czas mi pozwala (czasem i całą noc), myję je i voila - super nawilżone, mięciutkie kosmyki gotowe :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :).

Bardzo proszę o niedodawanie linków służących autopromocji w komentarzach, każdy tego typu wpis będzie usuwany.