poniedziałek, 3 lutego 2014

Ulubieńcy stycznia 2014.

Witajcie!


   Witajcie po przerwie, która spowodowana była, jak się pewnie wiele z Was domyśla – sesją. Paradoksalnie w moim przypadku skończyła się zanim tak naprawdę się zaczęła, wszystkie egzaminy udało mi się zdać w terminie zerowym, jednak to czas ‘przed’ na moim kierunku jest najbardziej gorący – oddanie goni oddanie i zdanie ‘nie śpię bo studiuję architekturę’ cudownie odzwierciedla ten okres. Na samym końcu pochwalę się Wam jednym z projektów, który musiałam wykonać na wzornictwo :).

   Dziś, jak mówi tytuł posta, przychodzę do Was ze styczniowymi ulubieńcami. W związku z nawałem pracy i brakiem czasu makijaż w tym miesiącu zszedł na dalszy plan a moja pielęgnacja skupiła się głównie na regeneracji i naprawie zniszczeń wywołanych przez wielki mróz i silny wiatr. Zapraszam do lektury :).




   







   Moje włosy w tym miesiącu naprawdę dostały w kość. Ocieranie się o sztuczny materiał kurtki, mróz, silny wiatr, para wodna z ust, dosłowne zamarzanie – wszystko to sprawiało, że były w nienajlepszej kondycji. Włosowym ulubieńcem pozostaje maska Natur Vital aloes i jałowiec dodatkowo zmieszana z bananową odżywką z The Body Shop. Odżywka samodzielnie się u mnie nie sprawdziła, była po prostu za lekka, chcąc w końcu ją zużyć zaczęłam mieszać ją na dłoni z maską. Moje włosy pokochały takie połączenie, są niesamowicie gładkie, nawilżone i błyszczące. W styczniu odkryłam również kolejny szampon z Yves Rocher z oczarem wirginijskim, czy jak to nazywa producent – hamamelisem. Jest naprawdę łagodny, mam wrażenie, że nawilża moje włosy, są po nim gładkie, miękkie i wyjątkowo świetnie się układają. Pobił chyba wszystkie dotychczasowe ulubione szampony, jest na pewno lepszy od jego bratniej wersji dodającej objętości :).








    Moja twarz również odczuła negatywne skutki mrozu i silnego wiatru – stała się przesuszona, odwodniona i doświadczyłam łuszczenia się w najbardziej przetłuszczającej się partii – na nosie. W opanowaniu sytuacji przyszły mi na pomoc trzy produkty – Alpha H, Balancing Cleanser with aloe vera, Salcura, Face Hydrator oraz Seba Med, Care Gel. Kremowy balsam do mycia twarzy od Alpha H jest wyjątkowo łagodny – nie odczułam żadnego ściągania, skóra jest nawilżona i chroniona delikatną warstewką, która nie powoduje żadnych wyprysków ani zapychania. Krem do twarzy Salcura ma tak cudowny, naturalny skład, że to po prostu wydaje się zbyt piękne, żeby było prawdziwe. A jednak. W tym wypadku również nie doświadczyłam wysypu zaskórników, moja skóra jest miękka i nawilżona. Krem zostawia na skórze delikatną, aksamitną warstewkę, która w żadnym wypadku nie jest tłusta ani lepka – świetnie nadaje się pod makijaż, nie wpływa negatywnie na jego trwałość. Żel Seba Med kupiłam ze względu na składnik, który w pewnym stopniu czyni go odpowiednikiem tak szeroko omawianego ostatnio Hydraluron’u, niedostępnego niestety w Polsce. Nie zawiera żadnych zapychaczy, wchłania się do matu, ma działanie nawilżające – dla cer suchych, normalnych i mieszanych świetnie sprawdza się jako nawilżające serum pod krem, dla cer wyjątkowo tłustych mógłby być wystarczający stosowany samodzielnie. O wszystkich tych trzech produktach zamierzam napisać niedługo więcej, także jeżeli coś Was zainteresowało – wypatrujcie posta :).








    W pielęgnacji dłoni i stóp prym wiedzie Tołpa. Pomimo chodzenia w rękawiczkach moje dłonie naprawdę źle znoszą mróz. Są ekstremalnie przesuszone, szorstkie i gdzieniegdzie nawet popękane. Pomimo tak dużych szkód, Regenerujący krem-koncentrat do rąk radzi sobie świetnie. Stosuje go głównie ze względu na wyjątkowo szybkie wchłanianie i bardzo dobry poziom nawilżenia, co nie zawsze idzie ze sobą w parze. Jeżeli chodzi o stopy – moim kremem WSZECHCZASÓW jest Tołpa, Dermo pedi, Med – regenerujący krem-maska do stóp. Coś niesamowitego. Muszę się Wam przyznać, że przez nawał pracy na uczelnie niektóre partie mojego ciała, w tym stopy, traktowałam trochę po macoszemu… Śmiałam się niedawno, że gdybym była mężczyzną, pewnie wyglądałabym teraz jak Rumcajs, który właśnie wyszedł z jaskini. Ten krem niweluje zrogowacenia, cudownie nawilża i jest zdecydowanie najlepszym kremem, który stosowałam do tej pory. Pobił masło shea, kremy z Avonu, Gehwol, Isany, Dax i innych, plasujących się w czołówce KWC na Wizażu marek.









   W styczniu nie miałam czasu na makijażowe eksperymenty, popadłam nieco w rutynę i postawiłam na naturalność. Kilka kosmetyków jednak się wyróżniało i sięgałam po nie zdecydowanie częściej niż po pozostałe – MAC, Pro Longwear Concealer, Nyx, Taupe Blush, kredka do brwii Catrice Eye Brow Stylist w odcieniu 02 oraz róż Bourjois w kolorze 34 – Rose D’Or, zakupiony w promocji w Rossmannie. Korektor pod oczy MAC świetnie kryje i jest wyjątkowo lekki w konsystencji, nie zbiera się w załamaniach i wygląda bardzo naturalnie. Róż Nyx to mój idealny odcień do konturowania. Początkowo miałam do niego pewien dystans, wydawał mi się dość ciemny i brudny, jednak zmieniłam zdanie po pierwszym użyciu :) O nim również będziecie mogły przeczytać więcej już niebawem. Kredka Catrice świetnie nadaje się do szybkiego podkreślenia brwii, jest dość twarda więc łatwo stopniować efekt, utrzymuje się cały dzień, odcień 02 idealnie nadaje się do chłodnej karnacji. Róż Bourjois ma cudowny uniwersalny odcień, który jest bardzo zbliżony do koloru naturalnego rumieńca, bardzo delikatnie rozświetla i ożywia twarz, nadaje świeżego i zdrowego wyglądu.  Do tego ten zapach…<3

   Do nawilżania ust w tym miesiącu najczęściej używałam pomadek ochronnych Burt’s Bees. Są aksamitne i bardzo odżywcze. Nie lepią się i nie zostawiają tłustej, błyszczącej powłoki jak w przypadku wazelinowych pomadek. Śmiało mogłabym powiedzieć, że są ‘sztyftowymi’ odpowiednikami Reve de miel ze słoiczka. Z dwóch wariantów – z olejkiem z granatu oraz miodowej, zdecydowanie wolę tę drugą – niestety gdzieś mi się zagubiła i przez większość miesiąca używałam tej z granatem. Czerwona wersja nie odbiega od miodowej jeżeli chodzi o sposób działania, natomiast ma dość specyficzny zapach, który niekoniecznie jest przyjemny.  




   A teraz coś, czym między innymi zajmowałam się w ostatnim czasie – karmnik dla ptaków. Projekt jest być może mało funkcjonalny, często trudno ze swoją wizją przebić się przez wizję wykładowcy, po części mi się to jednak udało, z czego jestem dumna :).  








   I dodatkowa rzecz, nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie pochwalić – prezent Walentynkowy od M. – pierścionek Pandory. Dostałam go już teraz, ponieważ M. musiał wyjechać, nasze wspólnie spędzone Walentynki stoją pod znakiem zapytania, a pierścionek to coś w rodzaju niezapominajki :). Jest przepiękny…<3. Być może spodoba Wam się na tyle, że same zechcecie ujrzeć go na swoim palcu 14-ego? Dajcie znać :).









Zapraszam na mojego instagrama oraz do polubienia bloga na fb,
pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się cieplutko,
Kasia.



19 komentarzy:

  1. nie ruszają mnie te wszystkie pandziorkowe świecidełka ale trzeba przyznać, że pierścionek uroczy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierścionek przepiękny! Sama bym takim nie pogardziła :)
    Mam ten krem do rąk Tołpy, fajny jest :) Balsam Burt's Bees muszę koniecznie zakupić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny <3 ja czekam na niespodziankę, ale nie miałabym nic przeciwko gdybym taki dostała ;)
    Tołpę uwielbiam i na pewno zainteresuję się tymi kremami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zainteresowałaś mnie szamponem z Yvse Rocher, jestem ciekawa czy poradziłby sobie z olejowaniem włosów :)
    I widzę u Ciebie pomadki z Burts Bees, które już od roku są na mojej wish liście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie ze zmywaniem olejów radzi sobie bez zarzutu :) Pomadki szczerze polecam, szczególnie miodową :)

      Usuń
  5. Bardzo ci dziękuję za komentarz, popracuję nad tym :) Poza tym chciałam ci napisać że jest mi bardzo miło że podobają ci się moje zestawy, tym bardziej że uważam cię za śliczną i przesympatyczną dziewczynę, jest coś w Twoim awataru co mnie urzeka, piszę to jak najbardziej szczerze, pozdrawiam serdecznie i miłego wieczoru :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta aloesowa maska jest świetna, strasznie lubię jej zapach i nawilżające działanie ;) A co do bronzera z Nyxa od kilku dni jest na mojej zakupowej liście :) Zapowiada się dobrze, podobno jest zimnym brązem, a ostatnio trafiam na same pomarańczowe :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Bananowa TBS kusi mnie już od dłuższego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej jak Ci dobrze, u nas na UJ nie chce się im terminów zerowych nawet robić :/
    Pierścionek cudowny! Jest też taka youtuberka, Juszes, ona też studiuje architekturę na politechnice białostockiej, i też pokazywała swój karmnik, ale Twój jest uroczy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Tak, znamy się z Juszes i studiujemy razem, jej karmnik bardzo mi się podobał :)

      Usuń
    2. Naprawdę? Myślałam że jesteś od nas starsza! :D

      Usuń
    3. Nie, ja tylko tak 'poważnie' wyglądam :P

      Usuń
  9. Bardzo mi się podobają Twoi ulubieńcy, w niedalekim czasie myślę nad wypróbowaniem w końcu jakiegoś szamponu z YR, chętnie poczytam więcej o produktach do twarzy, które polecasz. Karmnik cudeńko! Ptaszki będą miały stylowe lokum na zimę :) Powiesiłaś go już gdzieś? Pierścionek śliczny, lubię takie delikatne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, karmnik musi poczekać do maja na 'szkolną wystawkę' :) Szampony YR naprawdę mnie zaskoczyły, szczególnie ten delikatny, kiedyś nie przepadałam za tą firmą, teraz coraz bardziej się do niej przekonuję :) Polecam wypróbować, kosztuje ok 10 zł za 300 ml, także nawet jeżeli się nie sprawdzi to wielkiego żalu nie będzie :)

      Usuń
    2. Heh my z rose vanilla już na temat szamponów YR dyskutowałyśmy na jej blogu:) Ja również je zachwalam, są świetne, bez parabenów i innych świństw, choć oczywiście wszystkich jeszcze nie próbowałam.

      Usuń
    3. Właśnie, właśnie zachęciłyście mnie dziewczyny :)

      Usuń
  10. Uwielbiam kosmetyki Tołpy. Jeszcze mnie nie zawiodły.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :).

Bardzo proszę o niedodawanie linków służących autopromocji w komentarzach, każdy tego typu wpis będzie usuwany.