Witajcie!
Mam wrażenie jakbym dosłownie przed chwilą wróciła na bloga,
w lutym, z postem o ulubieńcach 2014 roku. Nadszedł już grudzień, szybko, jak
za pstryknięciem palców, a wraz z nim ostatni post z ulubieńcami w tym roku.
Banalne i pewnie ma tak każdy, ale niesamowicie ciężko uwierzyć w to, jak ten
czas szybko leci i jak szybko wszystko się zmienia. Wracając do lutowych postów
zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniłam się sama, jak bardzo zmienił
się blog. Bardzo cieszę się z tych zmian i z tego, że mogę je obserwować,
różnica między tym co było, a tym co jest jest ogromną motywacją do dalszej
pracy :).
Wracając do głównego tematu dzisiejszego posta, zapraszam
Was na ostatnich ulubieńców w tym roku. Z jednej strony jest mi z tego powodu
jakoś smutno, z drugiej strony, wiem, że to naturalna kolej rzeczy. 2015 rok
przyniósł mi jednak tyle satysfakcji z bycia tu i pracowania nad blogiem, że
ciężko będzie mi się z nim pożegnać. Oby 2016 był jeszcze lepszy!
Pierwszy produkt powinien znaleźć się w ulubieńcach już
dawno temu, w końcu dostał swą szansę – Oil Free Facial Hydrating Serum, Aesop.
Ma dość specyficzny, ziołowy zapach, do którego musiałam się przyzwyczaić –
teraz go uwielbiam. Konsystencja przypominająca syrop, początkowo jest dość
lepka, jednak w mgnieniu oka wchłania się w skórę, zostawiając ją niemalże
matową, nawilżoną i odżywioną. Jedyna kwestia, która nie przypadła mi do gustu
to pojemność – początkowo, kiedy produktu było jeszcze dużo i praktycznie
niemożliwe było kontrolowanie ilości produktu, którą nabierałam za pomocą
pipety, zdarzało mi się, że manewrując tą długą, szklaną pipetą z nadmiarem
serum w środku, starając się jednocześnie nie rozlać tego, co w niej zostało i trafić
do małego otworu butelki, niestety rozlewałam jej zawartość. Wyjściem z
sytuacji było przelewanie serum do mniejszych buteleczek. Obecnie, kiedy
produktu jest już mniej, bez problemu korzystam z oryginalnego opakowania.
Ratunkiem dla spierzchniętych ust był w tym miesiącu olejek
do ust z Clarins, Instant Light Lip Comfort Oil. Pięknie pachnie, opakowanie
niesamowicie cieszy moje oczy, cudownie miękki aplikator niczym mała
poduszeczka rozprowadza produkt na ustach. Uwierzcie, ciężko przestać się nim
smarować. Początkowa, gęsta i lepka konsystencja, po krótkim czasie zamienia
się w przyjemną, olejkowo-balsamową powłoczkę, która cudownie pielęgnuje usta.
Produkt nie zostaje jedynie na powierzchni, lecz wnika głębiej, nawilża i
odżywia. Nałożony wieczorem, rano dalej na nich trwa. Nie straszne mu również
posiłki – w znacznej mierze zniknie z ust, to oczywiste, jednak zostawia po
sobie delikatną, ochronną warstewkę.
Krem Eclat Du Jour, Clarins to mój ulubieniec sprzed lat.
Jest lekki, lecz odżywczy, świetnie nawilża i pielęgnuje skórę. Pięknie się
wchłania, idealnie sprawdza się pod makijażem. Pomimo silikonów w składzie moja
skóra nie reaguje na niego w żaden negatywny sposób. Mała pojemność może być
odrobinę odstraszająca, jednak krem jest niesamowicie wydajny i wystarcza
odrobina, aby pokryć twarz, szyję i dekolt.
Pisak do brwi, Longlasting Brow Definer, Catrice w odcieniu
040 Brow’dly Presents… jest niesamowity. Jego cieniuteńka, idealnie giętka
końcówka umożliwia precyzyjne rysowanie, włosek po włosku. Odpowiednia, niezbyt
mocna pigmentacja, sprawia, że malowanie nim brwi przypomina malowanie
akwarelami – kolor jest przytłumiony i delikatnie blaknie z czasem. Dość ciepły
odcień, który widoczny jest bezpośrednio po nałożeniu na skórę, po kilku
minutach dostosowuje się i ochładza, dając niesamowicie naturalny efekt, który
utrzymuje się praktycznie przez cały dzień.
Cukrowy peeling do ciała z Organique bardzo skutecznie
uprzyjemnił mi wieczorną pielęgnację. Jego obłędny zapach granatu i nasturcji
sprawia, że mogłabym wąchać go bez przerwy. Idealnej wielkości drobiny nie
rozpuszczają się zbyt szybko, pozwalając na skuteczne pozbycie się martwego
naskórka. Jego fenomen polega na tym, że zawarte w nim olejki, wyraźnie
wyczuwalne na wilgotnej skórze, po wytarciu jej ręcznikiem, zostawiają ją
niesamowicie nawilżoną i odżywioną, jednak bez uciążliwej tłustej powłoki.
Dajcie znać, co podbiło Wasze serca w tym miesiącu.
Kasia.
właśnie chcę się skusićna tę serię pomarańczową Clarinsa :)
OdpowiedzUsuńNie lubię tego kremu Clarins, nie sprawdził się na mojej skórze :(
OdpowiedzUsuńChciałabym ten pisak z Catrice! Jak kiedyś zawitam do Pl, to poszukam go :)
Kocham olejek do ust Clarins, uwielbiam 'pomarańczową' linię Clarins, a peelingi cukrowe Organique to moi zdecydowani faworyci :)
OdpowiedzUsuńJa nawet nie wracam do moich postów z początków blogowania. Widzę ogromną zmianę i zastanawiam się jak mogłam wrzucać zdjęcia tak słabej jakości:).
OdpowiedzUsuńMuszę powąchać ten cukrowy peeling do ciała z Organique:).
Instant Light Lip Comfort Oil - zalapalam się tylko na różowy, a ten bardziej mnie kusił:(
OdpowiedzUsuńolejek do ust uwielbiam, ale żałuję, że nie ma go w pl
OdpowiedzUsuń