wtorek, 29 grudnia 2015

Ulubieńcy grudnia 2015.



Witajcie!






   

   Mam wrażenie jakbym dosłownie przed chwilą wróciła na bloga, w lutym, z postem o ulubieńcach 2014 roku. Nadszedł już grudzień, szybko, jak za pstryknięciem palców, a wraz z nim ostatni post z ulubieńcami w tym roku. Banalne i pewnie ma tak każdy, ale niesamowicie ciężko uwierzyć w to, jak ten czas szybko leci i jak szybko wszystko się zmienia. Wracając do lutowych postów zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniłam się sama, jak bardzo zmienił się blog. Bardzo cieszę się z tych zmian i z tego, że mogę je obserwować, różnica między tym co było, a tym co jest jest ogromną motywacją do dalszej pracy :). 






   Wracając do głównego tematu dzisiejszego posta, zapraszam Was na ostatnich ulubieńców w tym roku. Z jednej strony jest mi z tego powodu jakoś smutno, z drugiej strony, wiem, że to naturalna kolej rzeczy. 2015 rok przyniósł mi jednak tyle satysfakcji z bycia tu i pracowania nad blogiem, że ciężko będzie mi się z nim pożegnać. Oby 2016 był jeszcze lepszy!
   
   Pierwszy produkt powinien znaleźć się w ulubieńcach już dawno temu, w końcu dostał swą szansę – Oil Free Facial Hydrating Serum, Aesop. Ma dość specyficzny, ziołowy zapach, do którego musiałam się przyzwyczaić – teraz go uwielbiam. Konsystencja przypominająca syrop, początkowo jest dość lepka, jednak w mgnieniu oka wchłania się w skórę, zostawiając ją niemalże matową, nawilżoną i odżywioną. Jedyna kwestia, która nie przypadła mi do gustu to pojemność – początkowo, kiedy produktu było jeszcze dużo i praktycznie niemożliwe było kontrolowanie ilości produktu, którą nabierałam za pomocą pipety, zdarzało mi się, że manewrując tą długą, szklaną pipetą z nadmiarem serum w środku, starając się jednocześnie nie rozlać tego, co w niej zostało i trafić do małego otworu butelki, niestety rozlewałam jej zawartość. Wyjściem z sytuacji było przelewanie serum do mniejszych buteleczek. Obecnie, kiedy produktu jest już mniej, bez problemu korzystam z oryginalnego opakowania.

   Ratunkiem dla spierzchniętych ust był w tym miesiącu olejek do ust z Clarins, Instant Light Lip Comfort Oil. Pięknie pachnie, opakowanie niesamowicie cieszy moje oczy, cudownie miękki aplikator niczym mała poduszeczka rozprowadza produkt na ustach. Uwierzcie, ciężko przestać się nim smarować. Początkowa, gęsta i lepka konsystencja, po krótkim czasie zamienia się w przyjemną, olejkowo-balsamową powłoczkę, która cudownie pielęgnuje usta. Produkt nie zostaje jedynie na powierzchni, lecz wnika głębiej, nawilża i odżywia. Nałożony wieczorem, rano dalej na nich trwa. Nie straszne mu również posiłki – w znacznej mierze zniknie z ust, to oczywiste, jednak zostawia po sobie delikatną, ochronną warstewkę.

   Krem Eclat Du Jour, Clarins to mój ulubieniec sprzed lat. Jest lekki, lecz odżywczy, świetnie nawilża i pielęgnuje skórę. Pięknie się wchłania, idealnie sprawdza się pod makijażem. Pomimo silikonów w składzie moja skóra nie reaguje na niego w żaden negatywny sposób. Mała pojemność może być odrobinę odstraszająca, jednak krem jest niesamowicie wydajny i wystarcza odrobina, aby pokryć twarz, szyję i dekolt.

   Pisak do brwi, Longlasting Brow Definer, Catrice w odcieniu 040 Brow’dly Presents… jest niesamowity. Jego cieniuteńka, idealnie giętka końcówka umożliwia precyzyjne rysowanie, włosek po włosku. Odpowiednia, niezbyt mocna pigmentacja, sprawia, że malowanie nim brwi przypomina malowanie akwarelami – kolor jest przytłumiony i delikatnie blaknie z czasem. Dość ciepły odcień, który widoczny jest bezpośrednio po nałożeniu na skórę, po kilku minutach dostosowuje się i ochładza, dając niesamowicie naturalny efekt, który utrzymuje się praktycznie przez cały dzień.

   Cukrowy peeling do ciała z Organique bardzo skutecznie uprzyjemnił mi wieczorną pielęgnację. Jego obłędny zapach granatu i nasturcji sprawia, że mogłabym wąchać go bez przerwy. Idealnej wielkości drobiny nie rozpuszczają się zbyt szybko, pozwalając na skuteczne pozbycie się martwego naskórka. Jego fenomen polega na tym, że zawarte w nim olejki, wyraźnie wyczuwalne na wilgotnej skórze, po wytarciu jej ręcznikiem, zostawiają ją niesamowicie nawilżoną i odżywioną, jednak bez uciążliwej tłustej powłoki.


Dajcie znać, co podbiło Wasze serca w tym miesiącu.
Kasia.


6 komentarzy:

  1. właśnie chcę się skusićna tę serię pomarańczową Clarinsa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię tego kremu Clarins, nie sprawdził się na mojej skórze :(
    Chciałabym ten pisak z Catrice! Jak kiedyś zawitam do Pl, to poszukam go :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham olejek do ust Clarins, uwielbiam 'pomarańczową' linię Clarins, a peelingi cukrowe Organique to moi zdecydowani faworyci :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nawet nie wracam do moich postów z początków blogowania. Widzę ogromną zmianę i zastanawiam się jak mogłam wrzucać zdjęcia tak słabej jakości:).
    Muszę powąchać ten cukrowy peeling do ciała z Organique:).

    OdpowiedzUsuń
  5. Instant Light Lip Comfort Oil - zalapalam się tylko na różowy, a ten bardziej mnie kusił:(

    OdpowiedzUsuń
  6. olejek do ust uwielbiam, ale żałuję, że nie ma go w pl

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :).

Bardzo proszę o niedodawanie linków służących autopromocji w komentarzach, każdy tego typu wpis będzie usuwany.