wtorek, 26 kwietnia 2016

Produkty, które się u mnie nie sprawdziły #2.

Witajcie!






   Po wielu mniej lub bardziej pozytywnych recenzjach przyszedł czas na post o produktach, które kompletnie nie zdały u mnie egzaminu. Takiego zestawienia nie było tu już bardzo długo, i choć zdecydowanie bardziej wolę pisać o świetnych kosmetykach, uważam, że szczere mówienie o tym, co się nie sprawdza również jest potrzebne. Tak jak w poprzednim tego typu poście (pawie sprzed roku!) od razu zaznaczę, że to, co nie spisało się u mnie, nie musi tak samo zadziałać u Was :). Zapraszam!

    
   Zacznijmy od makijażu. Matowa pomadka Kobo, która kompletnie nie jest matowa? Producent w tym wypadku, nazywając produkt w ten sposób, z góry skazał go na porażkę. Ma lekką, kremowo-wodnistą konsystencję, która praktycznie w ogóle nie zastyga na ustach. Aby ‘utrwalić matowy efekt’ producent zaleca odbicie nadmiaru pomadki w chusteczką, jednak kiedy już to zrobimy, produkt całkowicie znika z ust (tak dzieje się przynajmniej w przypadku koloru 401 Cranberry meringue). Na ustach daje wrażenie ‘taniej pomadki’, ma nieprzyjemną teksturę, jakby był w niej zatopiony dziwny, drobny…proszek? Do tego sztuczny, malinopodobny zapach i klapa murowana.

   Kolejny produkt to Million Dollar Lips, Wibo, czyli kolejna matowa pomadka. Jest bardzo wodnista a kiedy zaczyna zastygać robi się niesamowicie lepka, co doprowadza mnie do szewskiej pasji i sprawia, że mam ochotę natychmiast ją zmyć. Mam wrażenie, że wysmarowałam sobie usta klejem w sztyfcie a nie matową pomadką. Okropność.

   Revlon, Colorstay Moisture Stain o konsystencji gęstego żelu na miejsce w tym zestawieniu zasłużyła sobie równie mało przyjemnym wrażeniem, jakie daje na ustach. Ciągle ją czuć, usilnie nie pozwala zapomnieć, że ją nosimy, poprzez wrażenie wstrętnego oblepienia i delikatne podrażnienie. Okropnie pachnie, bardzo chemicznie i kiedy dostanie się do buzi, a dziwnym trafem lubi tam wędrować, zostawia po sobie gorzki posmak.

   Bardzo chciałam, żeby ten ostatni produkt do makijażu, czyli Puder Healthy Balance od Bourjois, się u mnie sprawdził. Ma bardzo ładne opakowanie, śliczny zapach, piękne wykończenie, jednak po dwóch godzinach świecę się po nim niemiłosiernie.

   Dwa produkty do włosów to witalizujący szampon normalizujący, biała wierzba od Tołpy, drugi natomiast to coś, o czym swego czasu było naprawdę głośno – Elasticizer, Philip Kingsley. Szampon to porażka na całej linii – przy pierwszym myciu nie pieni się praktycznie w ogóle, przy drugim tak odrobinkę, nie domywa włosów i spowodował u mnie takie swędzenie skóry głowy, jakiego chyba nigdy jeszcze nie miałam. Drugi produkt (coś w rodzaju maski do włosów, którą nakładamy przed myciem), który uchodzi już niemal za kultowy, wywołał u mnie efekt odwrotny do zamierzonego – nie poprawił kondycji moich włosów, sprawił, że po użyciu były spuszone, zbite w jedną masę, kompletnie pozbawione blasku i sypkości. Być może nie jest to produkt kompatybilny z wysokoporowatymi włosami, w każdym bądź razie była to strata pieniędzy.

   Hibiskusowy tonik do twarzy od Sylveco zraził mnie swoją dość gęstą, żelową konsystencją i dziwnym uczuciem lepkiej skóry po zastosowaniu. Czyścik do twarzy LUSH Dark Angels z uwagi na zawartość węgla jest niesamowicie brudzący zarówno skórę jak i pół łazienki, jednak przeżyłabym to gdyby nie okropnie drapiące, ostre, grube drobiny cukru, które podrażniały moją wrażliwą skórę. Peeling do twarzy ze skrzypem polnym Sylveco nie spodobał mi się głównie ze względu na bardzo nieprzyjemny, ziołowo-szpitalny zapach i pozostawianie na skórze ‘woskowej’ powłoczki. Krem pod oczy MAC Mineralize Charged Water, w którym pokładałam ogromne nadzieje, pomimo składu wypakowanego mnóstwem ekstraktów roślinnych najzwyczajniej w świecie nie był wystarczająco nawilżający. Moja skóra pod oczami wyglądała na odwodnioną a drobne linie stały się bardziej wyraźne. Szkoda, bo kosmetyk nie należy do najtańszych a w Internecie zbiera całkiem pochlebne recenzje.


   Po bardzo przyjemnej, jednak nie ukrywam, kosztownej przygodzie z migdałowym olejkiem pod prysznic L’Occitane szukałam czegoś podobnego w drogeriach. Wybrałam Kremowy olejek myjący do twarzy i ciała Ziaja z serii Ulga. W żadnym razie nie jest to olejek, jest to raczej balsam/mleczko. Owszem, jest bardzo delikatny, jednak używając go do ciała miałam wrażenie, że niedostatecznie oczyszczał moją skórę. Do tego nie wykazał żadnego kojącego ani nawilżającego działania, na które liczyłam.  


Używaliście któregoś z tych produktów? Co Wam ostatnio nie przypadło do gustu? 

Koniecznie zajrzyjcie na mojego FB i Instagrama :)

 

Kasia.

9 komentarzy:

  1. A u mnie puder Bourjois sprawdza się doskonale, pomimo tłustej cery :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tej pomadki z Kobo też nienawidzę! Tak żałuję, że kupiłam aż dwie sztuki, że aż mnie nerwy szarpią jak o tym pomyślę. Za te 30 zł mogłam mieć inny, duzo lepszy produkt.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja całkiem nieźle wspominam Dark Angels, chociaz trudno go zużyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam kiedyś kilka błyszczyków marki Revlon i nie wspominam ich dobrze: były wyczuwalne na ustach, miały chemiczny zapach i również dawały gorzki posmak:/. Nie przekonam się już do ich produktów do ust.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgodzę się co do pudru - wykańczam go na siłę.
    Dak Angels aktualnie używam na zmianę z chłopakiem - obydwoje uwielbiamy, ale fakt, brudzi niemiłosiernie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak też myślałam, że wiele osób może zrazić żelowa konsystencja toniku Sylveco. Peelingu do twarzy nie próbowałam i raczej nie spróbuję, bo nie interesuje mnie ścierak z korundem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam toniku z Sylveco, ale mieć nie będę , skoro ma żalową konsystencję to na pewno mi się nie spodoba, poza tym moja skóra tonikó nie lubi. Szkoda że kremik pod oczy się nie sprawdził, a w Lushu pokładam wielkie nadzieje więc mam nadzieje że jeśli dostanę go w swoje łapki to spisze się lepiej niż u Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że piszesz o bublach. Z tej gromadki znam tylko peeling Sylveco i dla mnie był ok, mam też gdzieś próbkę produktu od Philip Kingsley. Ciekawa jestem jak sprawdzi się u mnie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wibo Million Dollar Lips u mnie się świetnie sprawdza. Niezwykle trwała, piękny mat. Szkoda, że nr 1 wygląda na moich ustach zbyt ciemno do noszenia na co dzień.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :).

Bardzo proszę o niedodawanie linków służących autopromocji w komentarzach, każdy tego typu wpis będzie usuwany.