Witajcie!
Wiosna
praktycznie już w pełni, wypadałoby więc odkurzyć nieco bloga. Dzisiejszy post
zainspirowany został małą zmianą i wszystkim nowym i niespodziewanym, co razem
z nią przyszło. Zapraszam!
Jeżeli
śledzicie mnie na Instagramie, do czego serdecznie zapraszam (@nazywamsiekasia),
zapewne wiecie, że zmianie uległa moja fryzura. Długie włosy nosiłam przez
większość swojego życia, a pisząc ‘długie’ mam tu na myśli włosy do pasa, a
nawet do bioder. Nic dziwnego, że podjęcie decyzji o cięciu nie było łatwe,
zwłaszcza, że utożsamiałam je z atrybutem kobiecości i czułam się w nich
bezpiecznie i pewnie. W końcu jednak przyszedł moment zmiany, włosy zajmowały
mi zbyt dużo czasu i stały się czymś, co zaczęło mnie ograniczać. Wizyta u
fryzjera (którą o mały włos bym odwołała, uwierzcie mi, tak się bałam) i
pozbycie się ok 20 cm z długości - doświadczenie samo w sobie bardzo
wyzwalające i dające do myślenia. Po pierwsze dotarło do mnie, że kobiecość
jest w głowie – nie w rozmiarze tyłka, biustu, długości włosów, paznokci czy
spódnicy. Po drugie – wyszłam poza swoją strefę komfortu. Po trzecie - zrobiłam
coś tylko i wyłącznie dla siebie – nie słuchałam narzeczonego, który
perspektywą moich krótszych włosów był wręcz przerażony, ani innych głosów
przeciw. Ścięłam. I jest mi z tym tak cholernie dobrze… :)
Wraz z długością włosów zmienił się mój sposób
traktowania ich – część kosmetyków, głównie do stylizacji, które dotąd leżały
odłogiem (na długich, ciężkich włosach ich działanie było praktycznie żadne) teraz
dostały drugie życie i sięgam po nie praktycznie non stop.
Mogę w końcu zbudować swoją wymarzoną objętość, która
trzyma się dłużej niż 10 minut, w tym wypadku z pomocą przychodzi mi świetna i
zapewne Wam znana pianka L’Oreal Professionnel Tecni Art, Wolume Lift. Posiada
specjalną cieniutką, wydłużoną końcówkę, dzięki której precyzyjnie aplikuję ją
w kilku miejscach przy samej nasadzie włosów a następnie rozprowadzam
równomiernie opuszkami palców. Niezależnie od nałożonej ilości nie udało mi się
jeszcze skleić nią włosów. Jest bardzo lekka i po wysuszeniu włosów nie do
zauważenia i nie do wyczucia – włosy są nadal naturalne w dotyku, pianka nie
zostawia na nich żadnej lepkiej ani matowej powłoki, są nadal sypkie i
wyglądają świeżo a objętość utrzymuje się u mnie przez większą część dnia.
W związku z tym, że ‘stylizacja’ moich krótszych
włosów nie trwa już dwie godziny, częściej chce mi się ją wykonywać. Po
wysuszeniu włosów lubię je delikatnie podkręcić prostownicą a następnie
spryskać kolejnym produktem z serii Tecni Art – sprayem teksturyzującym Next
Day Hair. Za czasów długości do pasa bardzo pomagał mi w ujarzmieniu ‘puchu’
świeżo po wysuszeniu, włosy stawały się bardziej zdyscyplinowane i wygładzone,
działał na zasadzie delikatnego lakieru, lecz ciężar i długość fryzury nie
pozwalały mu pokazać całego swojego potencjału. Teraz, gdy włosy są krótsze,
spryskuję nim fale, które następnie roztrzepuje palcami, tworząc w ten sposób
efekt lekkiego bałaganu. Staram się spryskać również warstwy włosów pod spodem,
osiągając dodatkową objętość. Podobnie jak w przypadku pianki – nie udało mi
się jeszcze skleić nim włosów, a uwierzcie mi, układanie nowej fryzury sprawia
mi ostatnio tyle frajdy, że zdarza mi się grubo przesadzić z jego ilością.
Jedynym jego minusem jest to, że ciężko po jego użyciu rozczesać włosy,
szybciej się one plączą i kołtunią, jednak wydaje mi się, że każdy tego typu
produkt ma tę samą wadę, wszystko zależy też od użytej ilości.
Jeżeli w danym dniu potrzebuję jeszcze więcej: a)
utrwalenia, b) objętości sięgam po ciekawą opcję z drogerii – Schwarzkopf,
got2b, Volumania – lakier, jak sama jego nazwa wskazuje, mający na celu dodać
włosom objętości. Jego zabójczy, słodki, nieco sztuczny zapach malin nie należy
do moich ulubionych, ale całe szczęście czuję go tylko przy aplikacji. Kluczem
do sukcesu przy stosowaniu tego lakieru jest dużo krótkich psiknięć zamiast
jednego długiego, w innym wypadku potrafi bardzo skleić włosy. Stosowany w
odpowiedni sposób sprawdza się bardzo dobrze, utrwala i rzeczywiście dodaje
objętości.
Jeśli chodzi o pielęgnację – skrócenie włosów nie przyniosło
w tej kwestii żadnych zmian, może jedynie w wielkości porcji zużywanych
kosmetyków. Moim ulubionym szamponem nadal jest Oway Soothing Hair Bath, który
nieuchronnie zbliża się już do końca. Pięknie pachnie, świetnie działa na
wrażliwą skórę głowy, widocznie poprawia stan włosów. Więcej przeczytać o nim
możecie TU.
Odżywianie – w tym momencie używam
chyba już trzeciej maski do włosów In Sight, tym razem z serii Daily Use z
masłem brzoskwiniowym, ekstraktem z cytryny, olejem słonecznika i z kiełków
kukurydzy. Raczej do nich nie wrócę, swoim działaniem przypominają bardziej
odżywkę niż maskę, a nawet jako odżywki na moich włosach sprawdzają się
przeciętnie.
Maską, którą kocham od lat, jest L’Oreal Profesionnel,
Absolut Repair Lipidium. Sprawia, że włosy są cudownie miękkie w dotyku, głęboko
odżywione, nawilżone i o wiele lepiej się układają. Sięgam po nią zawsze, kiedy
czuję, że czegoś im brak, mam pewność, że się nie zawiodę. Nawet po latach
stosowania efekt wciąż jest taki sam.
Kolejną maską jest nowość od Anwen – Maska Winogrona i
Keratyna do włosów średnioporowatych. Koncept tworzenia kosmetyków do
pielęgnacji włosa, dostosowanych do jego porowatości – bardzo na plus, z resztą
to posty Anwen, między innymi o porowatości właśnie, dawno temu pomogły mi
doprowadzić moją fryzurę do stanu, w którym znajduje się teraz. Maska zawiera
składniki takie jak olej winogronowy, keratynę, jedwab, krzemionkę, Panthenol
czy sok z liści aloesu. Efekt jaki daje na moich średnioporowatych włosach jest
niesamowity, ciężko uwierzyć, że w składzie nie ma silikonów. Daje mi przede
wszystkim wygładzenie, włosy są śliskie, miękkie, odżywione i ujarzmione, wręcz
‘piją’ tę maskę. Jest jak kosmetyk stworzony na miarę, uzupełniający wszystkie
niedobory. Ma bardzo ładny, długo utrzymujący się zapach, chociaż przyznam, że na
włosach wydaje się być przyjemniejszy niż w opakowaniu.
O same końcówki, przyznaje się bez bicia, dbam
stosunkowo rzadko. Kiedy już sobie przypomnę, sięgam po olejek z pestek śliwki
z Ministerstwa Dobrego Mydła. Pięknie pachnie marcepanem, ma wygodny aplikator
w postaci pipety i przyjemnie zmiękcza, odżywia i delikatnie natłuszcza
końcówki.
Odżywkę w piance pod prysznic z Pantene lubię za
ciekawą formę –pianki do mycia ciała czy balsamy w piance nie są już żadną
nowością, odżywkę w tej postaci widzę za to po raz pierwszy. Nie jest to
produkt, który znacząco wpłynie na kondycję włosów, jednak jest wygodny, łatwy
i przyjemny w użyciu i nadaje się na te dni, kiedy potrzebuję czegoś ‘na
szybko’ – bardziej niż o odżywienie ta odżywka zadba o łatwe rozczesywanie i
dobry wygląd włosów.
Tak w tym momencie prezentuje się moja pielęgnacja i
stylizacja włosów, jak to jest u Was? Znacie jakieś z tych produktów?
Kasia.
Mam ochotę wypróbować maskę do włosów od Anwen :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się grzebień ;) myślę, ze bym się z nim polubiła:)
OdpowiedzUsuńŚlicznie Ci w tych włosach :) Ja coś czuję, że też zetnę włosy, ale to za jakiś czas ;)
OdpowiedzUsuńBTW jakiej prostownicy do loków używasz?
To rzeczywiście duża zmiana w długości włosów, choć obiektywnie wciąż są długie:) Ciekawią mnie kosmetyki do włosów marki Insight:).
OdpowiedzUsuńPiękne masz te włosy ;* Ja to bym chciała takie loczki, ale moje się nie nadają nawet do stylizowania na takie :/
OdpowiedzUsuń---
http://angielski.zasob.pl
Nie miałam tych produktów ;)
OdpowiedzUsuńPięknie Ci w tej fryzurze, też planuję obciąć swoje włosy do takiej długości :)
OdpowiedzUsuńPosiadasz bardzo ładne włosy. Super pielęgnacja. Na pewno wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńJa także używam tych produktów i jestem z nich bardzo zadowolona. Czekam na kolejny wpis:)
OdpowiedzUsuńA myślałaś może o używaniu jakieś maski na włosy. Jak zaczęłam używać maski na włosy, to moja kondycja włosa się bardzo poprawiła.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny zestaw kosmetyków do pielęgnacji włosów.
OdpowiedzUsuńSama muszę dokupić olejki do włosów i bardziej zadbać o moje włosy.
OdpowiedzUsuń