Witajcie!
Lipcu, och
lipcu, gdzieżeś Ty się podział?
Nic nie
poradzę na ten banał, jednak to, że lipiec gdzieś po prostu mi umknął jest faktem,
koniec, kropka. Był zdecydowanie pełen ciężkiej pracy, poznałam swój zawód od
podszewki, złamałam kilka paznokci a co się upyliłam i namęczyłam to moje.
Robota od rana do wieczora pozbawiła mnie możliwości wykonywania jednego z
moich ulubionych zajęć, czyli szperania w Internecie, odwiedzania blogów i
wyszukiwania ciekawych kosmetyków, mimo wszystko kilku ulubieńców się znalazło,
a tego, czego nauczyła mnie ta kapitalno-remontowa domowa praktyka w życiu nie
nauczyłyby mnie studia.
Pierwszy raz
od dawna w ulubieńcach pojawiają się kosmetyki do włosów. Moja pielęgnacja w
tej dziedzinie jest całkiem ustabilizowana i w sumie rzadko się zdarza, żeby
jakiś nowy kosmetyk zdołał mnie na tyle zadowolić, żeby zostać na dłużej. Udało
się to jednak szamponowi włoskiej marki profesjonalnej OWay, rodzonej siostry
In Sight. Obie marki pochodzą od jednego producenta, OWay jest jednak marką droższą
i bardziej profesjonalną. W swojej ofercie posiada kosmetyki ekologiczne
umieszczone w opakowaniach nadających się do recyclingu, wykonane z naturalnych
składników pozyskiwanych drogą fair-trade. Szampon do wrażliwej skóry głowy, o
którym dziś mowa spisał się u mnie zdecydowanie powyżej oczekiwań. Pięknie
pachnie, wypakowany jest samymi cudownościami („Biodynamiczny
koper oczyszcza organizm. Pobudza również
mikrokrążenie skóry i ma właściwości wygładzające.
Organiczny
amarant jest
bogaty w minerały, które nadają włosom połysk.
Drzewo tekowe wzmacnia strukturę włosów. Ma właściwości antybakteryjne.
Etyczny machoń ma właściwości antyseptyczne i ściągające, a na włosy działa orzeźwiająco i energetyzująco.
Zanthoxylum to chińska roślina łagodząca swędzenie i podrażnienie.”), nie zawiera PEG, silikonów, parafiny, SLS-ów, sztucznych barwników czy kompozycji zapachowych. Oprócz tego, że odczuwalnie ukoił moją skórę głowy to widocznie odbił włosy od nasady. Po umyciu były niesamowicie miękkie i nawilżone a do tego zyskały na objętości. Jedyna wada to jego dostępność, udało mi się go upolować na stronie newstyler.pl.
Drzewo tekowe wzmacnia strukturę włosów. Ma właściwości antybakteryjne.
Etyczny machoń ma właściwości antyseptyczne i ściągające, a na włosy działa orzeźwiająco i energetyzująco.
Zanthoxylum to chińska roślina łagodząca swędzenie i podrażnienie.”), nie zawiera PEG, silikonów, parafiny, SLS-ów, sztucznych barwników czy kompozycji zapachowych. Oprócz tego, że odczuwalnie ukoił moją skórę głowy to widocznie odbił włosy od nasady. Po umyciu były niesamowicie miękkie i nawilżone a do tego zyskały na objętości. Jedyna wada to jego dostępność, udało mi się go upolować na stronie newstyler.pl.
Kolejny produkt jest zdecydowanie mniej ekscytujący i
niektórym kojarzyć się może z leciwymi kobiecinami z fioletową czupryną, chodzi
mianowicie o płukankę do włosów. Latem moje włosy, ze śladami refleksów sprzed
pół roku, mają ogromną tendencję do żółknięcia. Bardzo nie lubię tego efektu,
mam wrażenie, że nieważne jak bardzo zadbane są włosy, tracą przez to na
wyglądzie. Wariant fioletowy po trzech użyciach, zgodnie z instrukcją na
opakowaniu, pomógł mi uporać się z tym problemem, blond się delikatnie
ochłodził, na tyle, na ile chciałam, nie jest ani zbyt chłodny, ani zbyt
ciepły, absolutnie bez żadnego fioletowego zabarwienia. Płukanka, której
używałam to Delia Cameleo, dostępna w większości drogerii za około 5 zł.
Trzy kosmetyki do makijażu pojawiły się w moim
poprzednim poście – pomadka MAC, Honeylove, Pigment Inglot nr 14 oraz
rozświetlacz Wibo, Diamond Illuminator i to właśnie tam odsyłam Was, jeżeli
chcecie zobaczyć jak te produkty wyglądają na twarzy i przekonać się na własne
oczy, dlaczego trafiły do ulubieńców :). Czwarty kosmetyk, który do tej pory
nie gościł na blogu to Catrice, Beautifying Lip Smoother w odcieniu 010 Sweet
Caramel. Jest łudząco podobny do produktu Clarins, Instant Light Natural Lip
Perfector, który również posiadam w swojej kolekcji, jednak to Catrice bardziej
przypadł mi do gustu. Odcień jest przepiękny, delikatny nude, formuła jest
niesamowicie komfortowa, praktycznie identyczna z formułą Clarins. Lip Smoother
jest delikatnie słodki w smaku i pachnie jak przepyszne ciacho. Na moich ustach
dał bardziej nawilżający efekt, dlatego w tym porównaniu wygrywa u mnie
Catrice. Polecam spróbować :).
Dwie maseczki do twarzy, które pokochałam ostatnimi
czasy to Peter Thomas Roth, Pumpkin Enzyme Mask oraz Sephora, Creamy Night
Mask. Propozycja Thomasa Rotha to produkt o konsystencji dyniowego musu o
przecudownym zapachu dyniowej latte z cynamonem, który idealnie umila rytuał
pielęgnacyjny szczególnie w chłodniejsze miesiące. Oprócz enzymatycznego
czynnika złuszczającego znajdziemy tu również peelingujące drobinki. Maska
sprawdzi się na każdym typie cery, oprócz tego, że cudownie oczyszcza skórę z
martwego naskórka, po zmyciu jej z twarzy pozostawia ją otuloną cudowną
pielęgnującą warstewką, która w żadnym wypadku nie jest tłusta czy lepka.
Twarz, oprócz tego, że jest oczyszczona, jest również niesamowicie nawilżona i
odżywiona.
Maseczka z Sephory to produkt o kremowo-żelowej
konsystencji i cudownym zapachu malinowej gumy do żucia, przeznaczony do
nakładania na noc. Maska dość szybko przestaje być lepka na twarzy, nie ściera
się w trakcie snu a po zmyciu jej rano pozostawia po sobie wypoczętą, nawilżoną
i napiętą (w dobrym tego słowa znaczeniu) skórę. Zauważyłam nawet lekkie
zwężenie porów, za co lubię ją jeszcze bardziej. Do tego nie zawiera silikonów
ani parafiny.
Co Wam skradło serca w lipcu? :)
Kasia.
Dużo mało znanych mi marek ;)
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zawsze boskie zdjęcia! OWay przyglądam się od niedawna i chyba za jakiś czas na coś się skuszę :) A te maseczki brzmią świetnie!
OdpowiedzUsuńBardzo fajne produkty! I wszystkie kosmetyki są dla mnie interesujące, za wyjątkiem płukanki, bo jestem brunetką ;-) Natomiast chętnie skusiłabym się na szampon!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! Rozświetlacz z Wibo bardzo lubię, nie ma w sobie brokatu, tylko tworzy piękna poświatę :)
OdpowiedzUsuńKusiły mnie te maski Peter Thomas, ale miniatury były wyprzedane ;)
OdpowiedzUsuńMam ten rozświetlacz i bardzo się z nim lubię :) pomadka MAC mi się marzy <3 ale na aktualna chwilę mam inne wydatki więc się muszę wstrzymać z zakupem :)
OdpowiedzUsuńPomadka MAC ma piękny odcień.
OdpowiedzUsuńKojarzę maseczke Peter Thomas Roth, ale szkoda mi było pieniędzy na pełen wymiar ;)
OdpowiedzUsuńNajchętniej wypróbowałabym dyniową maskę, ahhh uwielbiam taki zapach <3
OdpowiedzUsuńTa pomadka ma cudowny kolor :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, przekonałaś mnie do wypróbowania błyszczyka Catrice, ta dyniowa maseczka również zapowiada się fajnie. Zresztą szampon Oway też będę miała na uwadze bo często mam problem z podrażnionym skalpem, a już niedługo zaczynam testy innego szamponu marki, do włosów wypadających, ciekawa jestem jak się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, przekonałaś mnie do wypróbowania błyszczyka Catrice, ta dyniowa maseczka również zapowiada się fajnie. Zresztą szampon Oway też będę miała na uwadze bo często mam problem z podrażnionym skalpem, a już niedługo zaczynam testy innego szamponu marki, do włosów wypadających, ciekawa jestem jak się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie błyszczykiem Catrice, mam z tej marki korektor i cienie, oba produkty fajne. A błyszczyk Clarins mam w odcieniu 01 i jest cudowny. Jeśli Catrice jest podobny to będzie u mnie mile widziany:)
OdpowiedzUsuńBoskie zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńWszystkie produkty są mi obce, znam tylko Delię ale ze sklepowych półek.
OdpowiedzUsuńMaska z Sephora jest świetna:)
OdpowiedzUsuńRozświetlacz Wibo to też mój ulubieniec, denkuję drugie opakowanie :)
OdpowiedzUsuńOda do Lipca ;p też nie wiem kiedy zleciał :D Maseczka z sephory mnie bardzo ciekawi :)
OdpowiedzUsuńMi lipiec minął niesamowicie szybko! Nawet nie wiem kiedy! :D
OdpowiedzUsuńświetny post, piękne zdjęcia
OdpowiedzUsuń