Witajcie!
Gdybym mogła określić zapach kolorem, zdecydowanie
powiedziałabym, że ten, który Wam dziś przedstawię jest szary. Idealnie
jesienny, jak sam jej początek, z pierwszym przymrozkiem. Wyjątkowy,
zaskakujący, zdecydowanie jeden z tych, które się kocha lub nienawidzi. Ja niezaprzeczalnie
pałam do niego tym pierwszym uczuciem, dlatego dziś opowiem Wam o zapachu,
który uwiódł mnie swą złożonością i mistrzostwem kompozycji. Tom Ford, Violet
Blonde.
Zapach otwiera się silnymi, kwiatowymi nutami. Nie są to jednak
kwiaty ani wiosenne, ani letnie – widzimy je raczej jesienną porą, w mglisty,
wilgotny poranek, usiane kroplami rosy. Gdzieś pod spodem czai się świeżość
niedojrzałych cytrusów, jest ona jednak przytłumiona i dochodzi jakby gdzieś z
oddali. Pojawia się fiołek, a raczej rześka i krucha zieleń jego liści oprószona
grubą warstwą pieprzu. Kompozycja jest chłodna, ostra i uderzająca – jak mokre,
poranne, jesienne powietrze. Mgła powoli opada, a na scenę wkracza bogaty, aksamitny
jaśmin. Jego miękkość przełamana została chłodnym i ziemistym korzeniem irysa.
Nic nie jest oczywiste. Nadal czuć wilgoć w chłodnym powietrzu, zielone,
pieprzne nuty łagodnieją, pojawia się pudrowość jaśminu skontrastowana z
mokrymi, surowymi, ziemistymi tonami. Słońce powoli wstaje za zasłoną gęstych
chmur, surowość ustępuje miejsca łagodności. Jest szaro, świat spowija chłodne
światło. Co chwilę gdzieś z boku przemyka przytłumiona, niemalże nieuchwytna
nuta płatków fiołka, dodając kolejną warstwę do tej złożonej kompozycji.
Schodzimy z leśnej ścieżki. Jesteśmy w starym, drewnianym domu. Jest cicho. W
powietrzu unosi się kurz. Tak, kurz czuć tutaj wyraźnie. Gdzieś jeszcze unosi
się puder i wilgoć ziemi, jednak powoli ustępują miejsca czystemu, kremowemu
drewnu. Pieprz i przytłumione płatki fiołka zostały, liście całkiem gdzieś
zniknęły. Bezpieczeństwo. Wspomnienia. Wszystko spowite zakurzoną choć czystą,
otulającą choć nadal chłodną kremową drzewną wonią. Zapach jest jak ogromny,
szary kaszmirowy szal. Układa się na naszej skórze, mięknie, łagodnieje. Oswaja
się, chowa pazury, przez co w końcówce staje się bardziej delikatny, bardziej
na co dzień i bardziej do noszenia. Jednak nie do końca. Nuta pieprzu i fiołka
pozwala mu zachować charakter i nieprzewidywalność, gdzieś pojawiają się jakby
męskie, zimne, wetiwerowe tony, gdzieś z kolei czuć wilgotny mech, za chwilę
znowu pojawia się przykurzony puder i kremowe piżmo. Całość kompozycji według
mnie pozbawiona jest słodyczy – jest wręcz wytrawna, niesamowicie wyrafinowana
i elegancka, jednak w 100% kobieca.
Bezsprzecznie jest to zapach wyjątkowy. Wielowarstwowy,
tajemniczy, charakterny. W jednej sekundzie spowija nas otulająca miękkość, w
kolejnej surowe, mokre, zimne nuty otrzeźwiają swoim wtargnięciem. Pełen
niuansów, zakamarków, raz prosty i przyjemny, raz zawiły i skomplikowany. Pełen
kontrastów: raz miękki i łagodny, raz ostry i nieprzewidywalny, raz świeży i
kwiatowy, raz wilgotny i ziemisty, raz silny i odurzający, raz przytłumiony i
stonowany. Tak jak główna, tytułowa nuta tego zapachu – przytłumiona,
nieoczywista a jednak pełna mocy. Twórca zapachu wykorzystał dosłownie
namiastkę potęgi tego trudnego składnika, jednak to ta namiastka spaja całość
kompozycji, czyniąc ją wspaniale wyważoną, pełną klasy. Fiołek jest tu ukrytą
dominantą, która ewoluując, przejawia się w całości zapachu, jak reżyser za sceną,
nadając mu wyrazistość i charakter. Do tego niesamowita trwałość, która pozwala
wciąż i wciąż odkrywać jego tajemnicę na nowo.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: liście fiołka,
mandarynka, czerwony pieprz
Nuty serca: irys, jaśmin
Nuty bazy: benzoin, drzewo cedrowe, wetiwer, piżmo, zamsz.
Jakie perfumy są z Wami tej jesieni? Podzielcie się swoimi ulubieńcami.
Kasia.
Pięknie o nim napisałaś, w ogóle bardzo lubię Twojego bloga i wyczekuję nowych postów. Serio.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Agata, bardzo to doceniam i jest mi niezmiernie miło :)* To samo mogę powiedzieć i Tobie :)
Usuńjego opis brzmi bomba ale go wąchałam i zupełnie nie dla mnie zapachy toma :D
OdpowiedzUsuńTak to właśnie z nimi jest, jedni je uwielbiają, inni wprost przeciwnie :)
UsuńBardzo lubię ten zapach, ale nie na sobie :) Jakoś nie do końca się zgrywamy i mam wrażenie, że jakby ode mnie odstaje. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi :)
OdpowiedzUsuńDokładnie wiem o co Ci chodzi, miałam tak nie raz :)
UsuńIntrygujący opis! Bardzo! I śliczne zdjęcia! Muszę się w końcu zebrać i poszukać próbek w necie. A moi ulubieńcy to Estee Lauder Sensuous, Alien i L de Lolita i Shalimar Parfum Initial :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Poszukaj, warto :)
UsuńPrzepięknie opisałaś ten zapach! :) Nie znam tej wersji, ale czuję, że jak najszybciej muszę nadrobić zaległości:). Testowałam dotychczas Black Orchid i Velvet Orchid i ogromnie spodobała mi się ta druga wersja:).
OdpowiedzUsuńPamiętam, że z którąś z tych, które wymieniłaś się nie polubiłam, nie pamiętam jedynie, z którą :) Wydaje mi się, że to właśnie była ta druga wersja, jednak ręki nie dam sobie uciąć :)
UsuńJa właśnie przez te nuty dymne nie mogę nosi Blach Orchid, ale Velvet to już inna bajka:).
UsuńFajny flakon :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, jednak zawartość jeszcze fajniejsza :)
Usuń