Witajcie!
Przeglądam wszystkie szafki, kosmetyczki, półki, przekopuję
łazienkę, sprawdzam, czy o niczym nie zapomniałam (a zapomniałam o czymś na
pewno), tyle tego jest, że nie mogę wszystkiego spamiętać. Całe te ‘zapasy’
gromadzę powolutku od lipca i muszę się przyznać, że ogrom, który zobaczyłam po
zgromadzeniu wszystkich kosmetyków w jednym miejscu wywołał u mnie poczucie
ogromnej satysfakcji. Tak to już jest z uzależnieniami, do tego konkretnego
przyznaję się jednak otwarcie :). Promocje, podróż samolotem, pobyt w Grecji –
nie mogło się skończyć inaczej, jak tylko splądrowaniem sklepowych półek.
Zapraszam na masę, masę, masę nowości :).
Wszystko zaczęło się od kosmetyków do włosów marek Insight i
Oway i promocji w pewnym sklepie internetowym, obok której nie sposób było
przejść obojętnie. Szampony, oczyszczający i antyoksydacyjny Insight sprawdzają
się super, jednak to Oway całkowicie skradł moje serce i gościł w ulubieńcach
lipca. Odżywki i maski Insight są ok, jednak moje włosy potrzebują czegoś
więcej niż tylko delikatnego nawilżenia, dlatego więcej się już raczej nie
spotkamy.
Następnie moje dwie ukochane maski do twarzy z Sephory –
osławiona błotna, która jest u mnie numerem jeden i równie wspaniała –
nawilżająca, do nakładania na całą noc. Nie potrzebują zachwalania, ich efekty
bronią się same. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście – nie traćcie więcej czasu
:).
Krem do rąk H&M z serii Conscious to produkt złożony z
naturalnych składników i stworzony z troską o środowisko. Idea świetna i godna
pochwały, samo działanie i zapach produktu nie powaliły mnie jednak na kolana.
Cytrusowa wersja pachnie bardziej lawendą niż cytrusami, dość szybko się
wchłania, jednak zdecydowanie wolę coś bardziej nawilżającego np. do niedawna
Pat&Rub, teraz chyba Naturativ – krem do rąk z serii otulającej.
Kolejny przeciętny produkt – bio krem pod oczy Make Me Bio z
marakują i zieloną herbatą. Skład jest bardzo satysfakcjonujący dla oka, jednak
działanie i aplikacja przemawiają niestety na niekorzyść. Krem nawilża i nic
poza tym, maże się, nie chce się odpowiednio wchłaniać, zostawia białe smugi.
Czekam aż dobiję do dna i pierwszym co wtedy zrobię będzie zamówienie kawowego
kremu pod oczy z Fridge.
Jedynym produktem spośród wszystkich na zdjęciu, z którego
jestem zadowolona to stick pod oczy Tony Moly. Za zadanie ma chłodzić, jednak
pod oczami nie jest to specjalnie odczuwalne. Co w takim razie robi? Napina
skórę, pomaga mi się uporać z poranną opuchlizną, do tego świetnie się spisuje
jako serum pod oczy, lekko wygładza i nawilża skórę.
O Bloterazzi zamierzam napisać w niedalekiej przyszłości coś
więcej, są to dwie gąbeczki w plastikowym etui z lusterkiem, służące do
matowienia twarzy. Nie dały mi tego, czego od nich oczekiwałam, jednak nie jest
to tak do końca zły produkt.
Maski Origins w podróżnym formacie zawiodły mnie na całej
linii – wersja oczyszczająca z węglem nawet w najmniejszym stopniu nie
dorównuje efektom maski błotnej z Sephory, sławna Drink Up Intensive przy
pewnej maseczce również wypada dość blado. Przy której? Czekajcie na posta z
porównaniem :).
Na Biovax’ie chyba nigdy się nie zawiodłam, tym razem
również sprostał wymaganiom. Intensywnie regenerująca maska do włosów z perłami
i kolagenem pięknie nawilża, odżywia moje włosy. Są po niej sypkie, gładkie i
wygładzone. Produkt zostawia na nich silny i długotrwały zapach, jest on jednak
na tyle przyjemny dla nosa, że bardzo mnie to cieszy, przyjemnie poczuć zapach
maski na włosach długie godziny po umyciu.
Przejdziemy teraz do bardziej aktualnych zakupów, konkretnie
ze strefy bezcłowej. Rituals to marka, którą poznałam dzięki mojej przyjaciółce
i pokochałam od pierwszego użycia. Ich pianki pod prysznic to poezja, mam
jeszcze co najmniej jedną w zapasie, dlatego tym razem polowałam na inne
produkty. Peeling solny Himalaya Scub o
zapachu róży i migdałów jest genialny – idealnie ściera, drobiny nie
rozpuszczają się zbyt szybko, nie jest ani zbyt delikatny ani zbyt ostry,
pięknie pachnie i cudownie pielęgnuje skórę. Być może częściej sięgnę po niego
w cieplejszych miesiącach z uwagi na delikatny efekt chłodzenia, jaki daje na
skórze, nie zamierzam jednak całkowicie odstawiać go w kąt, jest zbyt cudowny.
Kolejny produkt – olejek pod prysznic z serii Happy Buddha, czyli Fortune Oil o
zapachu słodkiej pomarańczy i drzewa cedrowego. Muszę przyznać, że zapachy
Rituals są wyjątkowe i totalnie nieoczywiste, każda seria pachnie pięknie.
Zapach olejku bardzo długo utrzymuje się na skórze, po wieczornej kąpieli rano
nadal czułam resztki kompozycji. Używałam go dopiero raz, dlatego powstrzymam
się od wydania ostatecznego werdyktu o jego właściwościach pielęgnacyjnych,
jestem jednak oczarowana. Z tej samej serii wybrałam również zestaw miniatur, w
skład którego wchodzi pianka pod prysznic, ten sam olejek pod prysznic, balsam
do ciała i peeling.
Korres, Korres…nie mogłabym wyjechać z Grecji bez kosmetyków
tej marki, głównie dlatego, że na miejscu są praktycznie połowę tańsze niż np.
w Sephorze. Wybrałam tonik z wyciągiem z granatu, emulsję oczyszczającą 3 w 1,
kremowy żel do twarzy z proteinami mleka oraz balsam do ciała o zapachu wiśni i
migdałów. Żel do twarzy to strzał w dziesiątkę – cudowny zapach, kremowa,
jedwabista konsystencja, świetne działanie oczyszczające przy zachowaniu
delikatności dla skóry, pokochałam go od pierwszego użycia, podobnie jak balsam
do ciała. Tonik i emulsja czekają na dłuższe testy.
Borówkowy żel pod prysznic i masełko do ciała w wersji
makowej to prezent od mojej przyjaciółki A. The Body Shop lubię bardzo, dlatego
domyślam się, że polubię się z tymi dwoma produktami :).
Dwa produkty Phenome, którym udało się całkowicie odmienić
moją opinię o marce. Dawno, dawno temu zraziłam się bardzo, a wszystko za
sprawą kremu do twarzy Luscious Hydrating Cream, o którym wyraziłam kiedyś
swoją niepochlebną opinię na blogu. Jedna z tych nowości niezaprzeczalnie trafi
do ulubieńców roku, chociaż śmiało powiem, że jest to jeden z najlepszych
kosmetyków, jakich kiedykolwiek używałam. Jego zapach, ciepły, cytrusowy, do
zjedzenia, konsystencja, kolor, działanie – kocham w nim wszystko a używanie
tego produktu jest dla mnie jak rytuał. Multi Active Sugar Peel to
peeling-maska do twarzy z mnóstwem dobroci w składzie. Używam go zarówno na
sucho jak i mokro, w obu przypadkach sprawdza się genialnie, nie podrażnia
skóry a jednocześnie skutecznie pozbywa się martwego naskórka i zanieczyszczeń.
Kocham, kocham, kocham. Drugi ‘hero’ produkt to masło do ciała o cudownym
zapachu mleczno-migdałowym, bardzo treściwe i bogate, pięknie nawilża i
przyspiesza regenerację skóry – za granicą pomógł mi z oparzeniem słonecznym,
po powrocie uporał się z nadmierną suchością.
Cytrusowy krem do twarzy z witaminą C marki Nourish
określany jest przez producenta jako produkt dla suchej cery. Z tym się raczej
nie zgodzę, mojej mieszanej w kierunku tłustej cerze odpowiada idealnie. W
mojej pielęgnacji krokiem poprzedzającym krem zawsze jest jakieś serum – w
takiej kombinacji kosmetyk daje sobie radę, bez serum mógłby nie być
wystarczający. Uwielbiam go za konsystencję, wydajność, zapach, działanie i
wykończenie – wchłania się praktycznie do matu, zostawiając skórę miękką i
nawilżoną, co sprawia, że świetnie nadaje się pod makijaż i nie przyspiesza
przetłuszczania się skóry. To jak Święty Graal dla posiadaczki tłustej cery.
Wreszcie – makijaż. Zakupiona przeze mnie na lotnisku kredka
do brwi Benefit w dość niecodziennym opakowaniu, czyli Precisely, My Brow w
odcieniu 03 całkiem dobrze służy mi na co dzień od czasu powrotu do Polski.
Kolor jest idealnie dobrany do odcienia moich włosów, łatwo i szybko się nią
pracuje, co znacznie ułatwia dobrej jakości szczoteczka oraz bardzo cienka i
precyzyjna, wykręcana kredka. Jedynym moim zastrzeżeniem jest jej miękkość, co
na początku, zanim się do niej przyzwyczaiłam poskutkowało niejedną katastrofą.
W tym aspekcie zdecydowanie wolę Archery, Soap and Glory, która dawała większą
kontrolę i to raczej do niej wrócę za jakiś czas.
Płynny rozświetlacz Shimmering Skin Perfector w odcieniu
Moonstone marki Becca to produkt, na który czekałam ponad pół roku.
Przynajmniej tyle zajęło perfumerii Galilu poinformowanie mnie o dostępności
produktu od momentu kupienia go przeze mnie i późniejszej informacji o pomyłce
i jego braku w magazynie. Pomimo utraty nadziei, rozświetlacz finalnie zawitał
w moje progi i zawojował codzienny makijaż. Dzięki swojej płynnej konsystencji
idealnie stapia się ze skórą, odcień i delikatność połysku sprawiają, że
wygląda on niesamowicie naturalnie i daje efekt zdrowej, lśniącej od wewnątrz
skóry. Oprócz stosowania go samodzielnie, jako rozświetlacz świetnie nadaje się
również do mieszania z podkładami.
Spray utrwalający makijaż All Nighter Urban Decay przeszedł
w Grecji prawdziwy survival i jednocześnie udowodnił swoje pozytywne działanie.
Wilgotność, upał i mieszana cera mu nie straszne, rzeczywiście zauważalnie
przedłuża trwałość makijażu. Delikatnie zdejmuje pudrowość z twarzy, dzięki
czemu całość wygląda bardziej naturalnie.
O ostatnim produkcie wspomnę Wam niewielę, uchylę jedynie
rąbek tajemnicy – jest to paletka z kilkoma wymarzonymi przeze mnie cieniami
Makeup Geek, z zakupem których wstrzymywałam się już któryś rok z rzędu. W
końcu są, cudowne, w cudownej palecie, nie mieszkają tam jednak same, ale o tym
już niebawem :).
Znacie któryś z tych produktów? Dajcie znać, jakie są Wasze opinie :)
Kasia.
Makeup Geek miałam kupować, daj znać czy warto :)
OdpowiedzUsuńZa Korres jakoś nie przepadam, miałam szampon do włosów kiedyś i mnie nie zawojował.
Zaciekawił mnie krem z wit. C Nourish :)
Nie znam żadnego z produktów. O kosmetykach do włosów Oway trochę już słyszałam i chętnie bym coś wypróbowała. Rituals też mnie kusi ;)
OdpowiedzUsuńMaski z Sephora to u mnie numer jeden:)
OdpowiedzUsuńTych nowych maseczek Biovax jeszcze nie miałam, ale bardzo mnie ciekawią :D Też zawsze doskonale pielęgnowały moje włosy :)
OdpowiedzUsuńJeśli możesz kliknij w linki TUTAJ, dzięki :*
Rzeczywiście sporo nowości :) ostatnio kupiłam pierwszą maskę Biovax i mam nadzieję, że z moimi włosami się też polubią :)
OdpowiedzUsuńPięknie sfotografowane nowości :)
OdpowiedzUsuńCzęść naprawdę genialnych produktów - Phenome, Korres i kilka innych.
OdpowiedzUsuńbardzo lubię!