niedziela, 2 października 2016

Nowości, nowości, nowości!



Witajcie!




   Przeglądam wszystkie szafki, kosmetyczki, półki, przekopuję łazienkę, sprawdzam, czy o niczym nie zapomniałam (a zapomniałam o czymś na pewno), tyle tego jest, że nie mogę wszystkiego spamiętać. Całe te ‘zapasy’ gromadzę powolutku od lipca i muszę się przyznać, że ogrom, który zobaczyłam po zgromadzeniu wszystkich kosmetyków w jednym miejscu wywołał u mnie poczucie ogromnej satysfakcji. Tak to już jest z uzależnieniami, do tego konkretnego przyznaję się jednak otwarcie :). Promocje, podróż samolotem, pobyt w Grecji – nie mogło się skończyć inaczej, jak tylko splądrowaniem sklepowych półek. Zapraszam na masę, masę, masę nowości :).









   Wszystko zaczęło się od kosmetyków do włosów marek Insight i Oway i promocji w pewnym sklepie internetowym, obok której nie sposób było przejść obojętnie. Szampony, oczyszczający i antyoksydacyjny Insight sprawdzają się super, jednak to Oway całkowicie skradł moje serce i gościł w ulubieńcach lipca. Odżywki i maski Insight są ok, jednak moje włosy potrzebują czegoś więcej niż tylko delikatnego nawilżenia, dlatego więcej się już raczej nie spotkamy.






   Następnie moje dwie ukochane maski do twarzy z Sephory – osławiona błotna, która jest u mnie numerem jeden i równie wspaniała – nawilżająca, do nakładania na całą noc. Nie potrzebują zachwalania, ich efekty bronią się same. Jeżeli jeszcze nie próbowaliście – nie traćcie więcej czasu :).

   Krem do rąk H&M z serii Conscious to produkt złożony z naturalnych składników i stworzony z troską o środowisko. Idea świetna i godna pochwały, samo działanie i zapach produktu nie powaliły mnie jednak na kolana. Cytrusowa wersja pachnie bardziej lawendą niż cytrusami, dość szybko się wchłania, jednak zdecydowanie wolę coś bardziej nawilżającego np. do niedawna Pat&Rub, teraz chyba Naturativ – krem do rąk z serii otulającej.

   Kolejny przeciętny produkt – bio krem pod oczy Make Me Bio z marakują i zieloną herbatą. Skład jest bardzo satysfakcjonujący dla oka, jednak działanie i aplikacja przemawiają niestety na niekorzyść. Krem nawilża i nic poza tym, maże się, nie chce się odpowiednio wchłaniać, zostawia białe smugi. Czekam aż dobiję do dna i pierwszym co wtedy zrobię będzie zamówienie kawowego kremu pod oczy z Fridge.






   Jedynym produktem spośród wszystkich na zdjęciu, z którego jestem zadowolona to stick pod oczy Tony Moly. Za zadanie ma chłodzić, jednak pod oczami nie jest to specjalnie odczuwalne. Co w takim razie robi? Napina skórę, pomaga mi się uporać z poranną opuchlizną, do tego świetnie się spisuje jako serum pod oczy, lekko wygładza i nawilża skórę.

   O Bloterazzi zamierzam napisać w niedalekiej przyszłości coś więcej, są to dwie gąbeczki w plastikowym etui z lusterkiem, służące do matowienia twarzy. Nie dały mi tego, czego od nich oczekiwałam, jednak nie jest to tak do końca zły produkt.

   Maski Origins w podróżnym formacie zawiodły mnie na całej linii – wersja oczyszczająca z węglem nawet w najmniejszym stopniu nie dorównuje efektom maski błotnej z Sephory, sławna Drink Up Intensive przy pewnej maseczce również wypada dość blado. Przy której? Czekajcie na posta z porównaniem :).






   Na Biovax’ie chyba nigdy się nie zawiodłam, tym razem również sprostał wymaganiom. Intensywnie regenerująca maska do włosów z perłami i kolagenem pięknie nawilża, odżywia moje włosy. Są po niej sypkie, gładkie i wygładzone. Produkt zostawia na nich silny i długotrwały zapach, jest on jednak na tyle przyjemny dla nosa, że bardzo mnie to cieszy, przyjemnie poczuć zapach maski na włosach długie godziny po umyciu.





   Przejdziemy teraz do bardziej aktualnych zakupów, konkretnie ze strefy bezcłowej. Rituals to marka, którą poznałam dzięki mojej przyjaciółce i pokochałam od pierwszego użycia. Ich pianki pod prysznic to poezja, mam jeszcze co najmniej jedną w zapasie, dlatego tym razem polowałam na inne produkty.  Peeling solny Himalaya Scub o zapachu róży i migdałów jest genialny – idealnie ściera, drobiny nie rozpuszczają się zbyt szybko, nie jest ani zbyt delikatny ani zbyt ostry, pięknie pachnie i cudownie pielęgnuje skórę. Być może częściej sięgnę po niego w cieplejszych miesiącach z uwagi na delikatny efekt chłodzenia, jaki daje na skórze, nie zamierzam jednak całkowicie odstawiać go w kąt, jest zbyt cudowny. Kolejny produkt – olejek pod prysznic z serii Happy Buddha, czyli Fortune Oil o zapachu słodkiej pomarańczy i drzewa cedrowego. Muszę przyznać, że zapachy Rituals są wyjątkowe i totalnie nieoczywiste, każda seria pachnie pięknie. Zapach olejku bardzo długo utrzymuje się na skórze, po wieczornej kąpieli rano nadal czułam resztki kompozycji. Używałam go dopiero raz, dlatego powstrzymam się od wydania ostatecznego werdyktu o jego właściwościach pielęgnacyjnych, jestem jednak oczarowana. Z tej samej serii wybrałam również zestaw miniatur, w skład którego wchodzi pianka pod prysznic, ten sam olejek pod prysznic, balsam do ciała i peeling.







   Korres, Korres…nie mogłabym wyjechać z Grecji bez kosmetyków tej marki, głównie dlatego, że na miejscu są praktycznie połowę tańsze niż np. w Sephorze. Wybrałam tonik z wyciągiem z granatu, emulsję oczyszczającą 3 w 1, kremowy żel do twarzy z proteinami mleka oraz balsam do ciała o zapachu wiśni i migdałów. Żel do twarzy to strzał w dziesiątkę – cudowny zapach, kremowa, jedwabista konsystencja, świetne działanie oczyszczające przy zachowaniu delikatności dla skóry, pokochałam go od pierwszego użycia, podobnie jak balsam do ciała. Tonik i emulsja czekają na dłuższe testy.
Borówkowy żel pod prysznic i masełko do ciała w wersji makowej to prezent od mojej przyjaciółki A. The Body Shop lubię bardzo, dlatego domyślam się, że polubię się z tymi dwoma produktami :).





   Dwa produkty Phenome, którym udało się całkowicie odmienić moją opinię o marce. Dawno, dawno temu zraziłam się bardzo, a wszystko za sprawą kremu do twarzy Luscious Hydrating Cream, o którym wyraziłam kiedyś swoją niepochlebną opinię na blogu. Jedna z tych nowości niezaprzeczalnie trafi do ulubieńców roku, chociaż śmiało powiem, że jest to jeden z najlepszych kosmetyków, jakich kiedykolwiek używałam. Jego zapach, ciepły, cytrusowy, do zjedzenia, konsystencja, kolor, działanie – kocham w nim wszystko a używanie tego produktu jest dla mnie jak rytuał. Multi Active Sugar Peel to peeling-maska do twarzy z mnóstwem dobroci w składzie. Używam go zarówno na sucho jak i mokro, w obu przypadkach sprawdza się genialnie, nie podrażnia skóry a jednocześnie skutecznie pozbywa się martwego naskórka i zanieczyszczeń. Kocham, kocham, kocham. Drugi ‘hero’ produkt to masło do ciała o cudownym zapachu mleczno-migdałowym, bardzo treściwe i bogate, pięknie nawilża i przyspiesza regenerację skóry – za granicą pomógł mi z oparzeniem słonecznym, po powrocie uporał się z nadmierną suchością.






   Cytrusowy krem do twarzy z witaminą C marki Nourish określany jest przez producenta jako produkt dla suchej cery. Z tym się raczej nie zgodzę, mojej mieszanej w kierunku tłustej cerze odpowiada idealnie. W mojej pielęgnacji krokiem poprzedzającym krem zawsze jest jakieś serum – w takiej kombinacji kosmetyk daje sobie radę, bez serum mógłby nie być wystarczający. Uwielbiam go za konsystencję, wydajność, zapach, działanie i wykończenie – wchłania się praktycznie do matu, zostawiając skórę miękką i nawilżoną, co sprawia, że świetnie nadaje się pod makijaż i nie przyspiesza przetłuszczania się skóry. To jak Święty Graal dla posiadaczki tłustej cery.






   Wreszcie – makijaż. Zakupiona przeze mnie na lotnisku kredka do brwi Benefit w dość niecodziennym opakowaniu, czyli Precisely, My Brow w odcieniu 03 całkiem dobrze służy mi na co dzień od czasu powrotu do Polski. Kolor jest idealnie dobrany do odcienia moich włosów, łatwo i szybko się nią pracuje, co znacznie ułatwia dobrej jakości szczoteczka oraz bardzo cienka i precyzyjna, wykręcana kredka. Jedynym moim zastrzeżeniem jest jej miękkość, co na początku, zanim się do niej przyzwyczaiłam poskutkowało niejedną katastrofą. W tym aspekcie zdecydowanie wolę Archery, Soap and Glory, która dawała większą kontrolę i to raczej do niej wrócę za jakiś czas.

   Płynny rozświetlacz Shimmering Skin Perfector w odcieniu Moonstone marki Becca to produkt, na który czekałam ponad pół roku. Przynajmniej tyle zajęło perfumerii Galilu poinformowanie mnie o dostępności produktu od momentu kupienia go przeze mnie i późniejszej informacji o pomyłce i jego braku w magazynie. Pomimo utraty nadziei, rozświetlacz finalnie zawitał w moje progi i zawojował codzienny makijaż. Dzięki swojej płynnej konsystencji idealnie stapia się ze skórą, odcień i delikatność połysku sprawiają, że wygląda on niesamowicie naturalnie i daje efekt zdrowej, lśniącej od wewnątrz skóry. Oprócz stosowania go samodzielnie, jako rozświetlacz świetnie nadaje się również do mieszania z podkładami.

   Spray utrwalający makijaż All Nighter Urban Decay przeszedł w Grecji prawdziwy survival i jednocześnie udowodnił swoje pozytywne działanie. Wilgotność, upał i mieszana cera mu nie straszne, rzeczywiście zauważalnie przedłuża trwałość makijażu. Delikatnie zdejmuje pudrowość z twarzy, dzięki czemu całość wygląda bardziej naturalnie.


    O ostatnim produkcie wspomnę Wam niewielę, uchylę jedynie rąbek tajemnicy – jest to paletka z kilkoma wymarzonymi przeze mnie cieniami Makeup Geek, z zakupem których wstrzymywałam się już któryś rok z rzędu. W końcu są, cudowne, w cudownej palecie, nie mieszkają tam jednak same, ale o tym już niebawem :). 


Znacie któryś z tych produktów? Dajcie znać, jakie są Wasze opinie :)
Kasia.

7 komentarzy:

  1. Makeup Geek miałam kupować, daj znać czy warto :)
    Za Korres jakoś nie przepadam, miałam szampon do włosów kiedyś i mnie nie zawojował.
    Zaciekawił mnie krem z wit. C Nourish :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam żadnego z produktów. O kosmetykach do włosów Oway trochę już słyszałam i chętnie bym coś wypróbowała. Rituals też mnie kusi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Maski z Sephora to u mnie numer jeden:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tych nowych maseczek Biovax jeszcze nie miałam, ale bardzo mnie ciekawią :D Też zawsze doskonale pielęgnowały moje włosy :)
    Jeśli możesz kliknij w linki TUTAJ, dzięki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście sporo nowości :) ostatnio kupiłam pierwszą maskę Biovax i mam nadzieję, że z moimi włosami się też polubią :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie sfotografowane nowości :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Część naprawdę genialnych produktów - Phenome, Korres i kilka innych.
    bardzo lubię!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :).

Bardzo proszę o niedodawanie linków służących autopromocji w komentarzach, każdy tego typu wpis będzie usuwany.