Witajcie!
Tym razem się nie popisałam. Okazałam się być totalnym
żółwiem (nie obrażając Edka, oczywiście, który właśnie posyła mi groźne
spojrzenie z akwarium) jeżeli chodzi o zużywanie kosmetyków. Owszem, w
dzisiejszym poście dzielę się z Wami niemal całym koszykiem opróżnionych
opakowań, jednak pochodzą one aż z ostatnich 8 miesięcy. Wstyd mi.
A już tak całkiem poważnie – zapraszam na projekt denko i
mini recenzje :)
Na pierwszy ogień – dwa produkty do twarzy z LUSH. Pierwszy
z nich to Buche de Noel - bajeczna migdałowa pasta oczyszczająca do twarzy z żurawiną,
pomarańczą, brandy i innymi wspaniałościami o cudownym zapachu i jeszcze
cudowniejszym działaniu. Po jej użyciu skóra była odżywiona, nawilżona, pełna
blasku i niesamowicie wygładzona. Uwielbiam.
Drugi produkt natomiast to zupełne przeciwieństwo, jeżeli
chodzi o odczucia. Bardzo nie polubiłam się z czyścikiem/peelingiem Dark
Angels, stworzonym na bazie węgla, glinki, oleju z avocado i cukru. Brudzi
niemiłosiernie, skórę, łazienkę, wszystko dookoła, na twarzy pozostawia tłustą
warstwę, która bardzo utrudnia pozbycie się czarnego osadu z twarzy, drobiny
cukru są duże i ostre, drapią i podrażniają moją skórę. Nie miałam żadnej
przyjemności z używania tego produktu i nie polecam go nikomu .
Następnie – hydrolat EcoSpa z oczaru wirginijskiego.
Uwielbiam stosować hydrolaty jako tonik do twarzy. Ten spisał się świetnie przy
łagodzeniu i odświeżaniu skóry. Plus za atomizer, który można dokupić
oddzielnie i przykręcić do butelki z brązowego szkła – działa bez zarzutów.
Serum z Aesop, Oil Free Facial Hydrating Serum, spisało się u mnie genialnie. Świetnie
nawilżało i napinało skórę, było bardzo wydajne i pięknie pachniało. Kiedyś na pewno wrócę :).
Zestaw startowy Nourish do cery mieszanej ogólnie sprawdził
się bardzo dobrze. Serum i mleczko do mycia twarzy były ok, jednak nie
spodobały mi się na tyle, żeby do nich wrócić. Mgiełka była świetna,
przepięknie nawilżała i odświeżała skórę, bez pozostawiania lepkiej warstwy.
Najlepiej sprawdził się krem, który jest mega wydajny i genialnie spisał się na
mojej mieszanej/tłustej cerze. Stosowany na serum daje świetny efekt
(samodzielnie może być niewystarczający), cera nie tłuści mi się w ciągu dnia i
makijaż dłużej wygląda dobrze. Cała zielona seria ma cudowny naturalny zapach
świeżego, soczystego jabłka.
Udało mi się zużyć cztery kremy pod oczy, z czego tylko z
jednego jestem w 100% zadowolona. Z dużym prawdopodobieństwem nie wrócę już do
kremu MAC, Mineralize Charged Water Moisture Eye Cream, który nawilżał
przeciętnie i podrażniał, nie wrócę do kremu Fitomed nr 10, który również był
odrobinę zbyt delikatny i do kremu dr Irena Eris, Vitaceric, witalizujący krem
pod oczy, który po prostu nawilżał i nic więcej. Świetny był za to krem pod
oczy z Resibo, który wylądował z ulubieńcach 2015 roku. Cudownie nawilża i
odżywia, napina, rozjaśnia cienie i pomaga uporać się z opuchlizną. Pięknie
pachnie i pięknie wygląda, do tego nie kosztuje majątku :).
O kremie Clarins, Creme Eclat du Jour i maseczce błotnej z
Sephory chyba nie muszę zbyt dużo pisać, jeżeli jesteście ze mną odrobinę
dłużej, doskonale wiecie, że oba te produkty uwielbiam.
Jeżeli chodzi o oczyszczanie i tonizowanie – wszystkie te
cztery pozycje to moi ulubieńcy. Płyn micelarny z Sylveco jest niesamowicie
skuteczny i przy tym delikatny, ma świetne właściwości pielęgnacyjne i zdarza
mu się zostawić moją cerę tak nawilżoną i ukojoną, że nie potrzeba jej już
niczego więcej. Tonik nawilżający z Resibo również uwielbiam, świetnie nawilża,
koi i delikatnie napina skórę. Żel Pharmaceris do cery naczynkowej używam już
od lat i kocham całym sercem za delikatność, skuteczność i brak wysuszania, czy
ściągnięcia. Płyn micelarny Garnier na pewno nie jest Wam obcy i założę się, że
spisał się u Was tak samo świetnie, jak u mnie :).
Szampon neutralny do wrażliwej skóry głowy, Natura Siberica
pojawiał się na blogu nie raz i był w użyciu co najmniej przez ok rok. Jest
naprawdę świetny i delikatny, pomógł mi się uporać z moją nadwrażliwą skórą
głowy, tymczasowo jednak go odstawiam, bo mam wrażenie, że zbytnio się do niego
przyzwyczaiła.
Olejek pod prysznic Le Petit Marseillais skusił mnie swoim
pięknym zapachem kwiatu pomarańczy i obietnicą odżywionej skóry. Początkowo
owszem, skóra była odżywiona, z czasem jednak zaczął ją niemiłosiernie
wysuszać. Więcej do niego nie wrócę.
Kolejny olejek pod prysznic, tym razem z Yves Rocher,
zauroczył mnie swoim orientalnym zapachem, niestety miałam wrażenie, że jest
zbyt delikatny i nie myje tak, jak powinien, dodatkowo udało mu się nawet
podsuszyć moją skórę.
Odżywka do włosów Nivea Long Repair, która przeszła ostatnio
mały lifting jeżeli chodzi o opakowanie, to mój stary ulubieniec, do którego
wracam w przerwach w testowaniu nowości. Często również mieszam z nią inne
odżywki czy maski, wtedy sprawdza się jeszcze lepiej.
Dalej trzy moje ulubione produkty – peeling do ciała
Organique o zapachu granatu i nasturcji, który cudownie pachnie, świetnie
złuszcza i zostawia skórę otuloną pielęgnacyjną warstewką, ‘zielona kulka’ od
Vichy, czyli antyperspirant, który jest niezawodny oraz masło do ciała The Body
Shop o cudownym zapachu oleju arganowego, który, całe szczęście, nie pachnie
jak olej arganowy (:D).
Jeden bubel – czyli rozsławiony w świecie Elasticizer
od Philipa Kingsley’a, który z moich włosów, zamiast pięknej, błyszczącej i
odżywionej fryzury zrobił po prostu siano. Włosy były spuszone, matowe, zbite w
jedną masę, pozbawione sypkości. Kompletnie na nie.
I na koniec garstka produktów do makijażu – świetny podkład
do cery mieszanej, czyli L’Oreal Infallible Matte, bardzo dobra maskara, dzięki
której można osiągnąć naprawdę dramatyczny efekt, czyli Max Factor, Masterpiece
Transform, maskara, która tylko przez pierwsze tygodnie daje efekt wow, dalej
jest już tylko gorzej, czyli Too Faced, Better Than Sex Mascara, płynny
kamuflaż od Catrice, w którym swego czasu byłam naprawdę zakochana (do czasu
kiedy poznałam Clarins, Instant Concealer) oraz mój ulubiony puder od Essence,
All About Matt.
Jeżeli znacie którykolwiek z tych produktów, koniecznie podzielcie się ze mną swoją opinią :)
Kasia.
Same dobroci widzę :) Clarins i Sephora super produkty :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się cokolwiek z Lush :)
OdpowiedzUsuńBardzo dużo ciekawych ksoemtyków zużyłaś :) Płyn Sylveco bardzo lubię a na Resibo muszę się w końcu skusić :)
OdpowiedzUsuńNa serum Aesop się czaję, na pewno kupię :)
OdpowiedzUsuńTen zestaw z Nourish też chciałam, ale teraz zainteresuję się chyba tylko kremem.
Dark Angels uwielbiam, chociaż czyszczenie wszystkiego później potrafi nieźle wkurzyć.
Masła TBS uwielbiam, na zimę się znowu w jakieś zaopatrzę <3
Mam krem pod oczy Resibo, ale jeszcze nie widzę rewelacyjnych rezultatów - niestety na rozjaśnienie kremy mi nie pomogą :(
Będę niedługo w Polsce, to na pewno kupię tą maseczkę z Sephory :)
Kulki z Vichy bardzo nie polubiłam, śmierdzę po niej starym capem :P Za to micel z Sylveco i Garniera uwielbiam :D Krem pod oczy Resibo jest na mojej wishliście ;)
OdpowiedzUsuńCzęsto wracam do tej odżywki Nivea. Spore denko ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa z tym atomizerem do hydrolatu;)
OdpowiedzUsuńAle piękne zdjęcia robisz :) Same dobra u Ciebie aesop jest na mojej liście do wypróbowania, nourish ciągle zapominam zapisać sobie tę nazwę na kartce, a hydrolaty sama uwielbiam :) Masła z TBS to u mnie obowiązkowa pozycja, którą często zakupuje na święta na prezenty :)
OdpowiedzUsuńwow jakie zużycia ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Lush i Resibo, ta pierwsza markę już od wielu lat i od wielu pudełek.
OdpowiedzUsuńPodzielam zachwyty co do serum Aesop, kremu Resibo i micela Sylveco :) Szampon Natura Siberica oraz płyn Garnier też dobrze wspominam.
OdpowiedzUsuńNa liście dzięki Tobie wylądował Buche de Noel od Lush, po opisie czuję, że będzie dla mnie idealny. Na pewno go kupię :) Całą resztę produktów kojarzę, ale nie mogę nie wypowiedzieć się o kremie z Resibo, który jest - cudowny! Uwielbiam go :)
OdpowiedzUsuń