poniedziałek, 23 lutego 2015

Dobroci z Lush

Witajcie!



   W okresie poświątecznym w blogo i vlogosferze pojawiła się masa filmików typu ‘Co dostałam/em na Święta?’. Uwielbiam oglądać i czytać haule, uwielbiam je również robić jednak opowiadanie o tym, co dana osoba dostała na Święta wydało mi się lekką przesadą. Jest jednak kilka rzeczy, które dostałam w prezencie od mojej wspaniałej przyjaciółki, o których naprawdę warto opowiedzieć (nie opowiedzenie byłoby wręcz grzechem). Zapraszam dziś na post o wyjątkowo dla mnie bajecznym, w 100% kosmetycznym prezencie z dobrociami z LUSH’a! :)






   Pierwszą rzeczą, o której opowiem jest maska do twarzy Magnaminty. Ma bardzo ciekawy zielony kolor oraz gęstą, dość lepką konsystencję. Ma przyjemny, bardzo odświeżający miętowy zapach, daje na skórze uczucie lekkiego chłodu. Świetnie oczyszcza cerę nie pozostawiając jej przesuszonej (jak to często bywa w przypadku maseczek z glinką). Zawiera w sobie drobiny mielonej fasoli azuki, które dodatkowo peelingują skórę.












  




   Kolejnym produktem jest maska do włosów Marilyn, stworzona specjalnie do włosów blond. Należy nakładać ją co najmniej na 20 min przed myciem włosów. Bardzo dobrze nawilża, włosy po jej użyciu są bardziej zdyscyplinowane i miękkie. Zawiera w sobie rozjaśniające składniki (rumianek, cytryna), jednak używam jej zbyt krótko, żeby cokolwiek zauważyć :).
















  

    


   Mydła Lush są po prostu wyjątkowe…Po pierwsze pachną tak intensywnie (i pięknie), że z powodzeniem mogą służyć jako zapach do pomieszczeń.  Po drugie mycie nimi rąk (i twarzy) jest tak przyjemne, że nie używam już mydła w płynie. Na razie w mojej mydelniczce gości Porridge, mydło wyjątkowo kremowe całe wypełnione płatkami owsianymi, które dodatkowo złuszczają martwy naskórek. Godmother na razie czeka na swoją kolej.











  
  

  
   Szczerze mówiąc odrobinę się wystraszyłam kiedy zobaczyłam…szampon w kostce. Moje włosy wyjątkowo łatwo przesuszyć i tego właśnie się spodziewałam po tym małym cudaku. Jakie było moje zdziwienie kiedy włosy po tym szamponie wyglądały świetnie! Dodatkowo pomógł ukoić podrażnioną skórę głowy. Jest niesamowicie wydajny, przyjazny w podróży a do tego pięknie pachnie.









   O peelingu do ust Lush o zapachu gumy balonowej słyszałam już pare ładnych lat temu, nigdy jednak nie zdecydowałam się na zakup (od czasu do czasu goszczą na allegro). Sama próbowałam wykonać podobne peelingi w domu jednak żaden z nich nie umywał się do oryginału (w mojej okolicy nie ma aż tak drobnego cukru). Drobinki są na tyle malutkie a zapach tak przyjemny, że sięgałam po ten kosmetyk nawet kilka razy dziennie.  










  




   Balsam do ust Honey Trap zamknięty w malutkim słoiczku zawiera w sobie masło shea, olej z migdałów, wosk pszczeli, oliwę z oliwek, mleko w proszku, platki owsiane, olej z pszenicy, odrobinę mięty, białą czekoladę, wanilię, pomarańczę oraz miód. Ma bardzo przyjemny słodki smak, nadaje się jednak dla osób, które nie mają tak dużego problemu z przesuszonymi ustami jak ja (u mnie radzi sobie jedynie Nuxe).









   
  
  
  
   Wszystkie kosmetyki przyszły zawinięte w chustę widoczną na pierwszym zdjęciu, zawiązaną na górze w supeł. Taki sposób pakowania prezentów w Japonii nazywany jest furoshiki i szczerze przyznam, że widziałam to po raz pierwszy :). 



Dajcie znać czy używałyście kiedyś coś z Lush'a, może macie swoich ulubieńców?

Pozdrawiam, Kasia. 

1 komentarz:

  1. maseczkę do twarzy uwielbiam :) jest rewelacyjna, peeling do ust również i niesamowicie pachnie - aż dzieciństwo się przypomina
    w szampon w kostce zamierzam się zaopatrzyć przy najbliższych zakupach, a z mydeł w kostce mam Sultana już na wykończeniu - świetne, dla niego przekonałam się na powrót do mydeł w kostce :) jeszcze dwa czekają w kolejce
    osobiście polecam czyściki do twarzy :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :).

Bardzo proszę o niedodawanie linków służących autopromocji w komentarzach, każdy tego typu wpis będzie usuwany.