Witajcie!
Jeszcze kilka
dobrych lat temu moja świadomość na temat bezpiecznego opalania była
praktycznie zerowa – potrafiłam leżeć godzinami na słońcu smarując się
najniższymi faktorami, lub nie smarując się nimi w ogóle. Nie potrafię zliczyć
ile razy moja skóra, w tym skóra na twarzy, przybierała kolor buraczanej
czerwieni, ile razy cierpiałam katusze bo piekło nie do wytrzymania i ile razy
schodziła mi skóra jakbym zrzucała wylinkę. To nawet nie brzmi atrakcyjnie, nie
mówię już o wyglądzie (chociaż wtedy wydawało mi się, że czerwona twarz równa
się sexy opalenizna a la J.Lo). Nie jestem filtrowym freakiem i nie smaruję
twarzy 50-tką kilka razy dziennie w panice przed zmarszczkami, jednak, pewnie
jak większość z Was, lubię przybrązowioną skórę latem, obecnie potrafię jednak
osiągnąć zamierzony efekt o wiele bezpieczniej.