Witajcie!
Minęło jakieś dobre 30 minut odkąd siedzę tu, przy swoim
biurku, naprzeciw okna i szukam słów, żeby zacząć wstęp. Mam wrażenie, że ta
przygnębiająca szarość, jak dementor, za chwilę wyssie ze mnie resztki energii.
Chciałam, jak zwykle, zacząć od tego, że kolejny miesiąc za nami, że nie wiem
kiedy to minęło i najchętniej zatrzymałabym czas. Jednak tym razem złapałam się
na tym, że wcale nie. Nie chcę zatrzymywać czasu, wręcz przeciwnie, chętnie bym
go odrobinkę pogoniła, bo się wlecze. Tak od razu do maja, albo chociaż do
kwietnia. I żeby słońca było więcej. Tymczasem zapraszam Was na ulubieńców
lutego.